Tajne / Poufne

avatar BikeBlog PaVLo z pięknego miasta Dąbrowa Górnicza. Przejechałem od 2010 roku 142446.81 kilometrów w tym 7747.58 w terenie. Śmigam z dużo większą średnią niż 25.74 km/h i budzę tym respekt :D.
Więcej o mnie TUTAJ.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Flag Counter

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pawelm4.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:8372.38 km (w terenie 5980.58 km; 71.43%)
Czas w ruchu:395:54
Średnia prędkość:21.13 km/h
Maksymalna prędkość:87.84 km/h
Suma podjazdów:129271 m
Maks. tętno maksymalne:187 (100 %)
Maks. tętno średnie:171 (91 %)
Suma kalorii:169018 kcal
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:50.13 km i 2h 23m
Więcej statystyk
Dane z trasy:
Dystans:48.53 km
W czasie: 02:31 h
Ze średnią: 19.28 km/h
Max speed: 53.24 km/h
W terenie: 48.53 km
Temperatura: 25.0
HR max: 182 ( 97%)
HR avg: 167 ( 89%)
Podjazdy: 1364 m
Kalorie: 2353 kcal

ŚLR Mtbcross Maraton Chęciny - przekręt z oznaczeniem trasy i wynikami

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · dodano: 03.04.2017 | Komentarze 0

Oto bardzo niewygodne zdanie o dzisiejszych zmaganiach na trasie ŚLR Mtbcross Maraton - Chęciny, które uporczywie jest kasowane

Dziękuję Panu w białej koszulce w rowery (pewnie organizator lub sędzia), że tak kłamał w sprawie błędnego oznakowania końcówki trasy.
Po zgłoszeniu protestu, bardzo szybko pojechał w to miejsce i oczyścił trasę z niebieskich taśm i strzałek. Mylące oznaczenie trasy było według mojego śladu ze stravy na 42.8km
https://www.strava.com/activities/924750113
Zamieściłem zdjęcie pokazujące jak sprytnie została oczyszczona trasa po lewej stronie (specjalnie pojechałem), gdzie błędnie kierowała na dystans FAN (średni). Po prawej jakaś strzałka kierująca na właściwą trasę.
Mylące oznaczona trasa po pięknym cwaniackim oczyszczeniu z niebieskich taśm i strzałek na drzewach dalej. (Zdjęcie 1)





Od razu zaznaczam, że w tym miejscu trasę pomyliło kilku zawodników z dystansu FAN (możliwe, że inni też), w tym rywal jadący za mną na 4 pozycji Open FAN.

Jeśli ktoś ma zdjęcie lub filmik z przejazdu przez to miejsce z dystansu Family lub początku FAN to proszę o udostępnienie.
Tak się nie postępuje z zawodnikami, którzy walczą w czołówce, pomylić się każdy może, ale bezczelność tego Pana nie pozwala zostawić tej sprawy bez nagłośnienia.

Kolejną sprawą są wyniki z dystansu Family, które jak usłyszałem pytając o swojąsprawę, będą brane z ostatniego punktu pomiarowego co wypaczyło ostateczne wyniki.

Dane z licznika:

max podjazd - 27%
podjazdów - 20.15km
max zjazd - 27%
zjazdów - 20.10km

Strefy tętna (widać trudność trasy)
1. 1% - 0:01:15
2. 1% - 0:01:56
3. 32% - 0:47:55
4. 65% - 1:38:20 (90-100%)

Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:46.65 km
W czasie: 02:06 h
Ze średnią: 22.21 km/h
Max speed: 64.27 km/h
W terenie: 46.65 km
Temperatura: 2.0
HR max: 173 ( 92%)
HR avg: 160 ( 85%)
Podjazdy: 1288 m
Kalorie: 1845 kcal

Bike Maraton Świeradów-Zdrój FINAŁ

Sobota, 8 października 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 2

"Arktyczne warunki pod czas finałowego wyścigu, deszcz, śnieg i +2 stopnie."

Z noclegu wyjechaliśmy około 10:15, więc był czas na rozgrzewkę, a że czekał nas półtora kilometrowy podjazd to nogi udało się nieco rozgrzać. Do sektora wszedłem dosyć szybko bo ten równie szybko się zapełniał. Spiker głosił, że na starcie jest około 1200 zawodników, więc pomyślałem, że mimo padającego deszczu i temperatury około 5 stopni znalazło się aż tylu odważnych kolarzy chcących się pościgać w takich warunkach. Stojąc w sektorze szybko odczułem niską temperaturę i zastanawiałem się czy nie za lekko się ubrałem, ale myślę, przecież na początku będzie ponad 7km podjazdów, wiec się rozgrzeję. 

Start klasycznie o 11, i jak zwykle z pierwszego sektora, a stojąc na początku dało mi to dobrą pozycję do dobrego wyjścia. Początek to jakiś kilometr wspinaczki pod asfalt. Jest ciężko, ale systematycznie przesuwam się na przód i na szczycie zjawiam się chyba jako czwarty zawodnik. Tutaj trochę odpoczywam przed lewoskrętem na szutry. Mijają mnie jacyś narwańcy ale nie zwracam na to uwagi bo każdy ma tu swój cel. Wspinaczka na chwilę zmienia się w płaski szutrowy odcinek z krótkim 300-metrowym zjazdem do łącznika asfaltowego. I tutaj zaczyna się najważniejsza walka całego wyścigu, tak sam początek i ten stromy, ciągnący się przez 4km asfaltowy podjazd, selekcjonujący okrutnie całą stawkę. Ja staram się utrzymywać obecną pozycję, ale są lżejsi i szybsi zawodnicy, którzy co jakiś czas mnie mijają. Temperatura coraz niższa a ja nie czuję abym się rozgrzewał, to niesamowite, bo zawsze się tutaj gotowałem, a dzisiaj jest mi zimno !. Według Stravy to było miejscami 22%, ale nie wierzę w to, bo licznik z całej trasy pokazał najtrudniejszy podjazd o nachyleniu 14%. Podjazd nieco się wypłaszcza, więc można wrzucić cięższe przełożenie na kasecie i przyspieszyć.

Mija już niemal 6km podjazdów a nie czuję aby było mi cieplej, na chwilę udaje się przełączyć licznik przez grube rękawice na temperaturę i widzę +3st, czyli już wiem czemu nie mogę się rozgrzać, ale to też powód zbyt lekkiego ubioru, a może trafionego bo lepiej w takich warunkach się nie przegrzewać ?. Po osiągnięciu szczytu Hali Izerskiej zaczął się zjazd. Była nas grupa około 6 zawodników, która starała się współpracować, ale słabo to wyglądało. Na początku trzymałem się z tyłu, ale czułem, że prędkość jest mała i przesunąłem się na czoło podkręcając prędkość z początkowych około 30km do moich niemal 34km/h. Około 10km zaczął się znów podjazd. Kilka osób uciekło, czułem lekki kryzys ale nie poddawałem się.  2km udało się wytrzymać a nawet wyprzedzić kilka osób aż dotarliśmy do kolejnego zjazdu do Orle. Grupka jechała razem, ale padający deszcz i temperatura w granicach +3st nie ułatwiały kręcenia. Prędkość znów nie była zbyt duża, bo pewnie każdy chciał się schronić za kimś ale nie ja. Poczułem, że mogę to wykorzystać i przesunąłem się na przód aż w końcu zacząłem prowadzić. Wtedy wrzuciłem najcięższy bieg i przyspieszyłem do ponad 40km/h nie patrząc na to, że leje się na mnie mroźny deszcz. kątem oka widziałem, że ktoś się ze mną zabrał, ale nie na długo. Ten powoli opadający zjazd miał niemal 7.5km i na jego końcu było kilka bardzo szybkich szutrowych zakrętów i tutaj też trochę nadrobiłem bo przed nami był fajny podjazd pod samolot. Z daleka wygląda to jak pas startowy, długa prosta, ale pod koniec mocno idąca w górę. 

Obejrzałem się i widziałem rywali kilkadziesiąt metrów za mną. Do póki było jeszcze płasko to mocno kręciłem i powiedziałem sobie, że nie dam się wyprzedzić na tym podjeździe, więc zagryzłem zęby i ścisnąłem zmarznięte dłonie i trzymałem dobrą prędkość. Pod sam koniec grupa nieco mnie dogoniła, ale i ja zmniejszyłem odstęp do uciekających kilku osób, jednak pod sam szczyt nikt mnie nie prześcignął. Jest dobrze, ale to dopiero połowa trasy i nic nie jest pewne.

Kolejny zjazd i jazda pod wiatr i padający deszcz, rękawice mokre i czułem jak palce tracą czucie, jednak nie poddawałem się i znów zacząłem mocno przyspieszać, bo to są zawody, a nie jesienna przejażdżka ! :). Po chwili znów wspinaczka i szutrami pod kopalnię "Stanisław". Na samej górze na chwilę przełączyłem licznik na temperaturę i pokazało cało +2st. Było mgliście, ale tym razem trasę nieco zmieniono i jechaliśmy jeszcze wyżej aż do takiego dziwnie oznaczonego rozjazdu po sporych kamieniach i w końcu w dół.

Od tego momentu trasa zrobiła się bardziej wymagająca. Najpierw kamienista wąska droga, aż wjechaliśmy w las i po korzeniach i kamieniach w dół. muszę przyznać, że o ile początek było do zjechania to sam środek okazał się zbyt niebezpieczny aby próbować to pokonać, co podsumował sam stojący w najtrudniejszym kawałku Maciej Grabek "Co?!!, trasa wam spłynęła ?" (czy jakoś tak) hahahah :D. Na zjeździe zablokował mnie jeden rywal przede mną, który jakoś dziwnie zablokował się między jakimś konarem a kamieniami a ja się na niego po prostu ześlizgnąłem rowerem, bo wyhamować nie umiałem i go jeszcze bardziej przycisnąłem i musiałem zejść z roweru i zbiec kawałek. Potem już na rowerze pokonałem dalszy zjazd, który w tych warunkach nieźle wystawił na próbę moje umiejętności zjazdu, akurat tam gdzie stali fotografowie, więc jak znajdę to wrzucę fotki. Jestem ciekaw ile osób pokonało ten odcinek na rowerze bez upadku czy podparcia. Na dole nie dało się odpocząć, bo znów był podjazd, ale obejrzałem się i miałem juz dużą przewagę nad rywalami, więc na kolejnym podjeździe byłem już sam.

W okolicach 33km połączyły się dystanse Mini/Mega, a że był to szybki szutrowy zjazd to mijałem wolniejszych zawodników z dosyć dużą prędkością krzycząc wystarczająco wcześniej aby zrobili miejsce. Chyba na tym zjeździe osiągnąłem właśnie maksymalną prędkość 64km/h. Mijałem coraz więcej zawodników, aż w okolicach 38km trasa skręcała ostro w górę na asfaltowy podjazd, jednak najbardziej moja uwagę przykuła ilość stojących w tym miejscu zawodników oraz zjeżdżających z góry kolejnych z defektami, ale chyba najwięcej osób, które nie zdążyły dobrze zredukować biegów i pozrywała łańcuchy. Mnie niestety napęd zaciągał łańcuch i ten mocnym podjazd robiłem na blacie z przodu, jednak jakoś fajnie się tu jechało i mijałem ludzi jakby stali w miejscu, osiągając prędkość od 16 do 20km/h. Tak sobie jechałem jakieś 2km do kolejnego zjazdu i wyprzedzania kolejnych zawodników na dużej prędkości w tym deszczu i kompletnie przemoczony i zmarznięty, ale z zaciśniętymi zębami i dłońmi na kierownicy (zębami jej nie trzymałem :D ). Myślałem, że to ostatni zjazd z lekkim podjazdem szutrowym pod stok, ale nagle widzę taśmy zagradzające jazdę na wprost, patrzę w lewo a tu asfaltowa ściana, pod którą ludzie już prowadzą rowery. Załamka, bo trzeba to robić z blatu, więc szybka redukcja przełożeń na kasecie i zaczynam się wspinać.

Czuję jak uda palą, oglądam się za siebie aby zobaczyć czy ktoś mnie nie goni, widzę kogoś, ale godzę się z tym, że nie zawsze się uda dojechać bez straty. Mijam kolejnych zawodników, którzy albo próbują podjechać, albo powoli się wtaczając pchając rowery, ale nikt mnie. Patrzę kto jedzie z przodu i widzę koszulkę znajomego z kategorii M2 z 64STO i tak sobie pomyślałem, że go dogonię, chociaż to dużo młodszy zawodnik. Poszło mi to szybko i przez kawałek trasy jechaliśmy razem, aż widząc, że mnie zwalnia krzyknął, "To jedź !" ... i tak zrobiłem, ale w takim stylu, że wyglądało to jakbym dopiero przed chwilą wystartował. mocno przyspieszyłem, mimo, że końcówka prowadziła szutrem nieco pod górę, minąłem jeszcze kilka osób aż zobaczyłem kolejną taśmę przed sobą i strzałki w prawo na ostatni stromy zjazd po stoku. Na twarzy pojawił się uśmiech bo to koniec tego morderczego wyścigu, więc zrobiłem skręt i pomknąłem w dół, uważając na ukryte doły wyprzedzaj ac jelcze kilka osób i do ostatniego podjazdu finiszowego po kostce, który już pokonałem stojąc na pedałach i naciskając ostatkiem sił. Na mecie zameldowałem się z czasem 2:06:10 , co w tych warunkach uważam za bardzo dobry wynik, ale już jako 13 Open Mega i 7 w kategorii M3, a to dlatego, że dużo osób startujących na giga, zjechało na Mega, zabierając mi miejsce :).

Po chwilowym odpoczynku poszedłem od razu na myjki, gdzie umyłem rower i siebie a potem pod odbiór zaległego pakietu startowego z pamiątkową koszulką kolarską. Stojąc tak czułem jak odpływa za mnie ciepło i nieźle przemarzłem, ale to było nic, bo do noclegu miałem półtora kilometra zjazdu i to mnie tak wychłodziło, że dochodziłem do siebie jeszcze kilka godzin.

Po posiłku i odpoczynku pojechaliśmy na finałową imprezę, gdzie ostatecznie dowiedziałem się, że zająłem 7 miejsce w klasyfikacji generalnej M3, co uważam, za niezły wynik, ale trzeba popatrzeć na to, że w mojej kategorii jeżdżą już osoby o 7 lat młodsze.

Maks wzniesienie - 976m
Maks podjazd - 14%
Pod górę - 21.74km
Maks zjazd - 26%
W dół - 20.04km

Strefy:
1. 0% - 0:00:13
2. 13% - 0:15:52
3. 84% - 1:45:20
4. 4% - 0:04:28




Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:46.89 km
W czasie: 02:08 h
Ze średnią: 21.98 km/h
Max speed: 72.59 km/h
W terenie: 46.89 km
Temperatura: 17.0
HR max: 179 ( 95%)
HR avg: 165 ( 88%)
Podjazdy: 1367 m
Kalorie: 1977 kcal

Bike Maraton Ludwikowice i walka z kontuzją

Sobota, 24 września 2016 · dodano: 25.09.2016 | Komentarze 2

Początek niezbyt szybki bo od razu zaczęły się podjazdy. Starałem się wyjść na przód bo było niezbyt szeroko i chciałem uniknąć korków, więc powoli przesuwałem się do przodu. Po kilku kilometrach jazdy głównie asfaltami wjechaliśmy w las i w drogę szutrową, a po chwili na betonowe płyty, które ostro pięły się w górę, więc nie dziwne, że tutaj leżą. Znałem ten kawałek trasy z zawodów w Bielawie, więc wiedziałem jak tutaj jechać, czyli starać się nie wrzucać od razy najlżejszego biegu i przyjąć odpowiednią pozycję.
Tydzień temu na zawodach miałem nieprzyjemny upadek na około 24km (z 75km całości) trasy i obawiałem się, że ból żeber uniemożliwi mi nawiązanie dobrej walki z rywalami, ale przynajmniej wspinając się nie odczuwałem zbytnio tej kontuzji. Wspinaczki nie było końca bo do niemal 10km mieliśmy jeszcze zdaje się raz podjazd płytami, dużo terenu z jednym tak stromym podjazdem, że udało mi się zrobić go tylko w 4/5 gdy uśliznęło mi się tylne koło i musiałem końcówkę podbiec.

Bike Maraton Ludwikowice

Upragniony szczyt Wielkiej Sowy było koło 9km. Byliśmy tam tylko chwilę bo po ~50 metrach zaczął się zjazd. Trzeba było ostro się skoncentrować, walczyć ze zmęczeniem z podjazdu, oraz z technicznym odcinkiem usianym dużymi kamieniami i korzeniami oraz uważać na turystów. Był to tylko kilometr ale ile frajdy dostarczył to wiedzą tylko wszyscy, którzy to pokonali. Potem była chwilą odpoczynku na nieco równiejszym kawałku i znów w dół, ale tym razem bardziej niebezpiecznym i zdecydowanie dłuższym. Lubię takie trasy bo można naprawdę sprawdzić swoje umiejętności szybkiej jazdy, a przy tym wspaniale się bawić.
Bike Maraton Ludwikowice - konkurs lotów

Bike Maraton Ludwikowice

Koło 15km był pierwszy bufet, ale chwyciłem tylko kubeczek wody, którego i tak do końca nie wypiłem i ruszyłem dalej. Po chwili znów był podjazd ale czułem, że mam siły a uciekająca grupka 5-6 osób jest w zasięgu a zwłaszcza Marcin Wróbel, który jest bardzo mocny a mimo to udawało się go mieć w zasięgu wzroku. Na podjazdach powoli go doganiałem, ale na zjazdach trochę uciekał, jednak nie na dużą odległość. W sumie goniłem go aż do około 21km gdzie na prostej wyszedłem na przód i trochę przyspieszyłem. Starałem się uciec, ale nie było to łatwe, jednak zrobiłem sobie kilkanaście metrów przewagi i na kolejnym szybkim zjeździe nie straciłem miejsca. Koło 25km był drugi bufet, ale tutaj też nie mogłem sobie pozwolić na postój i skorzystałem tylko z kubeczka izo. Przed nami kolejny podjazd, ale ja nie czułem już takiego zmęczenia i bólu od kontuzji, więc mogłem jechać względnie szybko utrzymując dobrą pozycję. Przed sobą nikogo z Mega nie widziałem, wiec myślę, czy ja jadę na pudło ?, skoro tak to trzeba iść w trupa i nie dać sobie tego wyrwać.
Od około 32km było już bardziej płasko i momentami szybko, bardzo szybko ... o czym świadczy moja maksymalna prędkość na zjeździe 72.5km/h.

Koło 37km, jadąc lasem obejrzałem się w lewo bo jakieś zabudowania się pojawiły, ale nie były to zwykłe ruiny, a część kompleksu Podziemnego Miasta Osówka. Tak się na tym skupiłem, że o mało nie wyleciałem z trasy, ale warto było popatrzeć na ten kawałek bunkrów, na pewno będę chciał tutaj wrócić i w końcu to zwiedzić a nie tylko przejechać w pobliżu nie mając czasu na dokładniejsze obejrzenie.

Bike Maraton Ludwikowice

Do mety było już niewiele, wprost proporcjonalnie do zawartości bidonu, więc na ostatnim bufecie po 38km zatrzymałem się i szybko poprosiłem o napełnienie bidonu wodą. Zabrałem też kawałek banana, obejrzałem się w tył aby upewnić, że nie straciłem na tym zbyt dużo i pojechałem dalej. Do mety było koło 10km, ale gdzieś tutaj łączył się dystans Mini z Mega bo zauważyłem sporo osób. Na szczęście nie było problemów z wyprzedzaniem, a że już było coraz bardziej z góry to i moja prędkość też mała nie była. Uciekać samemu przez 10km i walczyć z przeciwnym wiatrem na zjazdach łatwo nie jest, a do tego trzeba dodać bardzo wąską szosę i dylemat, dokręcać czy zwolnić aby nie wpaść na jakieś auto czy sprzęt rolniczy. Tym razem zaryzykowałem i bardzo szybko zjeżdżałem, nawet w pewnym momencie trochę przesadziłem bo mijając kolejnych zawodników mini, miałem ponad 50 km/h i wpadłem w zakręt, aż mi obie opony traciły trakcję. Poczułem się tutaj jak kierowca wyścigowy GP500, który dokręca rączkę gazu aby wyjść efektownie z zakrętu :). No powiem, że ryzykowałem, ale czego nie robi się dla frajdy z prędkości :D.

Po chwili poczułem jakby nogi się wyłączyły na podjeździe i resztkami sił próbowałem utrzymać pozycję. Do mety według licznika było jeszcze jakieś 3km i z zaciśniętymi zębami starałem się jeszcze coś wycisnąć z nóg. Ale znów były zjazdy po jakiś łąkach gdzie nie wyhamowałem i obróciło mnie o 180 stopni, ale bez upadku. Jednak to już były tylko metry od mety i jeszcze kawałek zjazdu i jakiś szuter, kilka zakrętów i meta !.

Musiałem chwilę odpocząć zanim wyjechałem z mety, ale szczęśliwy, że udało się ukończyć ten męczący maraton na dobrej pozycji, udałem się na rozjazd. Jednak zanim to zrobiłem, to zobaczyłem kumpla Andrzej Woźnicę opatrywanego w punkcie medycznym z opatrunkiem na kolanie i czarnym scenariuszem pilnej interwencji w szpitalu na szycie :/. Andrzej wraz z Patrycją udali się w kierunku auta i pojechali do szpitala w Wałbrzychu.

Po pełnym emocji wyścigu udzieliłem też krótkiego wywiadu przed kamerą hyhy, znów będę w TiVi :D.
Trochę powłóczyłem się po miasteczku, ogarnąłem się, wziąłem telefon i patrzę, że jest jakaś wiadomość, czytam … Bike Maraton 2016 Ludwikowice Kłodzkie: Mieszczak Paweł Mega Nieoficjalnie miejsce Open 9, z czasem 02:08:95 M3-3 … 3 … 3 Trzy !, trzecie miejsce, a ja zamiast się cieszyć od razu myślę, kto mnie objechał hehe .

Potem udałem się do miasteczka zawodów aby posilić się w Pasta Party (tym razem dobre żarcie) i sprawdzić ostatecznie wynik, który nie zmienił się do końca i oto w końcu mam pudło i medal !.

Bike Maraton Ludwikowice - Dekoracja M3
Bike Maraton Ludwikowice - Dekoracja Mega - M3 

Dodatkowe dane
Maks podjazd - 22%
Podjazdów - 22.97km
1360m w dół
Maks zjazd - 20%
Zjazdów - 18.60km

Strefy:
1. 0% - 0:00:15
2. 7% - 0:08:40
3. 43% - 0:55:39
4. 50% - 1:03:56

Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:74.44 km
W czasie: 02:40 h
Ze średnią: 27.91 km/h
Max speed: 53.45 km/h
W terenie: 0.00 km
Temperatura: 14.0
HR max: 177 ( 94%)
HR avg: 167 ( 89%)
Podjazdy: 652 m
Kalorie: 2501 kcal

Bikeatelier Gliwice - Finał w deszczu i chłodzie

Niedziela, 18 września 2016 · dodano: 20.09.2016 | Komentarze 0

Gleba na chyba 20km i obity bark i żebra że już myślałem że to zawał :D, ale walczyłem do końca i zająłem 4 mieksce za zawodowcami. W generalce z 7 awansowałem na 4, ale gdyby nie zawodowcy to bym był 3.
Kilka słów z trasy.
Z mojego licznika wyszło niemal 75km walki w bardzo szybkim tempie, w deszczu, po błocie i śliskich korzeniach i w temperaturze, która z zacnych +18st, spadła do całych 13st !.

Początek bardzo szybki bo już na pierwszym asfaltowym zjeździe prędkość dochodziła do 50lm/h, potem szybki wiraż i wpadamy na szutry ale tam już jakieś 40km/h ... w terenie !. Trawa śliska, miejscami błoto, ale grupa nie zwalnia, ale powoli się rozrywa. W pewnym momencie jedziemy jakimś mostkiem i trzeba przyhamować aby nie zrobić kraksy, potem wpadamy w las a tam po chwili kolejne niespodzianki w postaci bardzo śliskich drewnianych kładek, dosłownie na jeden rower i głębokie wyrwy po bokach zarośnięte wysoką trawą (kilka osób w to wpadło ... nie zazdroszczę). Pierwsze 20km śmignęło tak szybko, że nawet nie zauważyłem. W tych warunkach nie trudno o upadek i tak gdzieś przed 30km, przy około 30km/h na zakręcie w lesie, podcięło mi przednie koło i runąłem z całym impetem na lewą stronę, przyjmując całą siłę na bark i żebra ... zdążyłem tylko przeklnąć :).
Piłkarz w takiej sytuacji zwijałby się z bólu i zszedł z boiska, ale ja zebrałem się, chwyciłem rower i ruszyłem dalej walcząc i goniąc rywali. Było ciężko bo z każdym oddechem i dziurą w podłożu czułem potęgujący ból. Do celu było jeszcze bardzo daleko, ale udało się dogonić ucieczkę i przez kolejne kilkanaście kilometrów próbowałem trochę odpocząć i odzyskać siły. Tempo momentami było bardzo wysokie i ledwo dawałem radę je utrzymać, ale w końcu rywale trochę osłabli, więc zacząłem przesuwać się na przód. Akurat trafiliśmy na jakiś tłuczeń, chyba po starym torowisku. Normalnie każdy, który jechał w grupie miał z tym problem, ale mimo to utrzymywaliśmy prędkość do 30km/h.

To był dobry moment do wyprzedzania gdzie zyskałem dwie pozycje bo potem znów zaczęły się podjazdy i kilka osób uciekło jednak nie na długo i grupa znów się połączyła i jadąc jakimiś polami i szutrami pędziliśmy co chwilę zmieniając się. Grupa z czasem porwała się na mniejsze, ale ja zostałem w pierwszej, czteroosobowej, która też się podzieliła i razem ze znajomym z M3 dalej sami walczyliśmy. Mówił, że musimy razem dojechać do mety, jednak na jednym dłuższym podjazdów, kręcąc swoim tempem, zostawiłem go w tyle, ale nie liczyłem na to, że się uda uciec.
Jednak jadąc i oglądając się co jakiś czas rywal był coraz dalej z tyłu, aż w końcu znikł z pola widzenia. Jednak przede mną było jeszcze ponad 30km samotnej walki. Kilometry wolno mijały, ale kręcić trzeba było, nikogo nie widziałem za sobą a tym bardziej przed. W pewnym momencie z długiego asfaltu gdzie trzeba było jechać pod wiatr lub walczyć z bocznymi podmuchami, znaki skierowały mnie na torowisko, ale z początku nie widziałem w tym nic nadzwyczajnego, jednak po kilku kilometrach gdy znów wjechałem na ten tłuczeń co opisywałem wcześniej to miałem obawy czy gdzieś po drodze nie przegapiłem rozjazdu, zwłaszcza, że mijałem same strzałki obrócone tyłem, wskazujące jazdę z początku trasy.

Nie było to miłe bo tyle walki co się włożyło w tą pozycję pójdzie na marne, więc postanowiłem jechać dalej, przynajmniej doprowadzi mnie to do startu, ale nagle zobaczyłem strzałkę w swoim kierunku !, ależ ulga ufff. Obejrzałem się do tyłu, nikogo nie ma, ale w oddali migała mi jakaś sylwetka rowerzysty. Jednak jak go dogoniłem to okazał się nim być jakiś wycieczkowicz. Potem strzałek było kilka i wiedziałem, że jadę dobrze, chociaż bardziej pomocne w orientacji były rozwieszone gdzieniegdzie taśmy. Był chyba 52km samotnej jazdy i w oddali zobaczyłem kogoś w czerwonym stroju, myślę ... pewnie znów Zoń i znów przyklei się do koła i będzie się holował. Jechałem resztką sił, ale coraz bardziej zbliżałem się do niego.

Zajęło mi to trochę i dopiero koło 65km po ostatnim bufecie udało się go dogonić. Okazało się, że to Tomek Dygacz ... o.0, nie wiem czy odpuścił, czy miał jakiś defekt, ale jak go wyprzedzałem to powiedział ... 70km jazdy po polach ... ja tylko mu potwierdziłem, że też tego to się nie spodziewałem i ruszyłem przed siebie. Oglądałem się co chwilę, ale nie gonił, więc skupiłem się na tym, aby utrzymać zyskaną pozycję. No powiem, że było to cholernie trudne, bo teren był interwałowy a wiatr nie ułatwiał jazdy.
Na liczniku pojawiło się 70km, ale nie liczyłem, że za 2,5km będzie meta, bo ostatni bufet zamiast na 61km był dopiero po 63km, wiec psychicznie przygotowałem się na ekstra kilometry. Pokazał się 72km a ja jadę jakimś zasranym lasem i jeszcze się wspinam pod jakieś wzniesienie !... meto! gdzie jesteś ! ... znów jakieś bezludzie a na liczniku 73km. Czuję, że jadę na granicy przytomności bo obraz przed oczami robił się niewyraźny, nie umiałem się skoncentrować, nawet nie wiedziałem gdzie jestem i nagle ... cywilizacja ... paru hopków kieruje do mety, zjeżdżają niedobitki z najkrótszego dystansu i tu już nie można odpuszczać. Jeszcze kilka zakrętów i wpadam na otwartą przestrzeń, po obu stronach barierki z jakimiś reklamami. to już meta, próbuje stanąć na pedały ale to niesteyt niewykonalne i znów siadam, nie oglądam się bo to nie ma znaczenia ... wpadam na metę szczęśliwy, że to już koniec tego koszmaru. Ledwo trzymam się na nogach ale nie padam, tylko prostuje się, jednak odzywa się chyba skutek upadku i ból w barku, na piersi i pod pachą ... nie wiedziałem, czy to serce czy potłuczenia. Wynik mnie nie interesuje tylko odpoczynek i nawodnienie, które uzupełniam arbuzami, pomarańczami i samą wodą.

Drużyna przyjeżdża dosyć szybko, więc można pogadać o trasie i wynikach. Te przychodzą z opóźnieniem na telefon. Nieoficjalnie 4 miejsce w M3 i 10 Open Pro. Kurcze, ale ogień był, skoro tak dobrze zwłaszcza, że przyjechali dobrzy zawodnicy z JBG-2. Ostatecznie udało się utrzymać tą pozycję, oraz w całej klasyfikacji generalnej awansować z siódmego miejsca, również na czwarte :) ... ehhh te czwarte, najgorsze jakie może być :)

Dodatkowe dane z trasy:
Max podjazd - 17%
Suma podjazdów - 20.7km
Max zjazd - 9%
Suma zjazdów - 22.61km

Strefy pulsu:
1. 0% - 0:00:00 (60-70%)
2. 0% - 0:00:40 (70-80%)
3. 52% - 1:23:33 (80-90%)
4. 47% - 1:16:01 (90-100%)




Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:57.22 km
W czasie: 02:34 h
Ze średnią: 22.29 km/h
Max speed: 53.66 km/h
W terenie: 57.22 km
Temperatura: 30.0
HR max: 187 (100%)
HR avg: 168 ( 89%)
Podjazdy: 1398 m
Kalorie: 2416 kcal

Bike Maraton Jelenia Góra

Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 1

Wyruszyłem w trasę koło 6 rano. Od rana temperatura systematycznie rosła i już po godzinie jazdy pokazało się 20st. Na miejsce przyjechałem koło 9 i już miałem problem ze znalezieniem miejsca do parkowania, aż wyczaiłem jakiś zaułek w ocznej drodze do posesji. Rozpakowanie i ubranie zajęło chwilę i pojechałem do biura po pakiet i rozejrzeć się za znajomymi. Wiedziałem, że miejsce startu jest gdzie indziej i już po godzinie 10 postanowiłem go poszukać. Niestety nie było kompletnie żadnych oznaczeń gdzie i jak dojechać, więc jechałem za innymi lub pytałem ludzi czy wiedzą gdzie jest rynek. 

Powiem szczerze, że centrum i okolice rynku są bardzo klimatyczne pełne ładnie utrzymanych kamienic, zakamarków i licznych uliczek. W końcu udało się znaleźć miejsce startu gdzie spotkałem znajomych ze swojej i konkurencyjnych drużyn. Czas szybko upływał, więc udałem się do sektora a że równocześnie rozgrywały się mistrzostwa UCI to musiałem iść aż do czwartego z kolei, który był za razem pierwszym dla zawodników BM.

Z nieba lał się już żar, wiec wybrałem zacieniona część sektora, gdzie przyszło mi stać niemal pół godziny. Start opóźnił się o lekko 12 minut bo najpierw startowały pierwsze sektory UCI. W końcu mój i już na początku nie obyło się bez problemów bo szeroko ustawieni zawodnicy musieli przejechać wąską bramą i o mało tak nie leżałem. Potem było nieco szerzej ale na przód przepychali się jacyś mistrzowie pierwszej prostej, wiec robiło się niebezpiecznie i długo na upadki nie czekaliśmy. Już po kilku kilometrach szeroka droga zwężała się do drogi dla rowerów, gdzie było na tyle wąsko, że bezpiecznie mieściły się tylko dwa do trzech rowerów, więc były i pierwsze gleby. Na szczęście udało się to ominąć bez strat, ale mało brakowało. Jechaliśmy takimi asfaltami chyba z 10km, potem szutry i jakieś łąki, gdzie miejsca było dla dwóch lub jednego roweru, wiec kolejne upadki i akurat przy jednym zrobił się zator, ale jakoś udało mi się przecisnąć i pogoniłem za czołówką. Stawka się rozciągnęła ale nie na tyle aby tracić z widoku kogoś z przodu lub tyłu. Powoli zaczynały się podjazdy a że przez pierwsze 17km tempo było bardzo szybkie (35-44km/h) przy tym coraz bardziej lejącym się żarem z nieba, to i sił zaczynało trochę brakować. Pierwszy bufet ominąłem, ale nie specjalnie bo ten stolik czy co tam było nie przypominało bufetu tylko jakiś mały piknik, więc nawet nie wiedziałem, że to on o.0 .

Chyba koło 22km z leśnego podjazdu trasa skręciła w lewo na asfalt, popatrzyłem przed siebie,  a raczej w górę, bo oto czekał nas najmocniejszy podjazd pod Łopatę. Biegi szybko się skończyły a trzeba było piąć się pod tą stromiznę. Tym razem org postanowił skrócić nam męczarnię wspinaczki pod sam szczyt i przed końcem odbiliśmy w lewo na zjazd. Zjazd był techniczny i trzeba było uważać na skałki i korzenie. Po chwili znów podjazd i znów zjazd, taki interwał, aż do 27km i bufetu, gdzie mimo świadomości, że rywale uciekną zatrzymałem się i dopełniłem bidon wodą. Niektóre podjazdy prowadziły łąkami lub szutrami na otwartych przestrzeniach co przy tym upale dawało dodatkowo w kość, więc woda w bidonie szybko ubywała.

Z mapki zapamiętałem, że około 32km zaczynało się więcej zjazdów i tylko kilka podjazdów, więc to był moment na odpoczynek przed dalszą częścią trasy. Kilka zjazdów było na prawdę trudnych i tylko dzięki porządnej przedniej oponie wychodziłem cało z momentów, gdzie bym leżał co najmniej potłuczony. Jeden moment zapamiętam na długo gdzie przy szybkim zjeździe nagle wpadłem na skałki i chcąc się ratować pojechałem po lewej stronie po stromej skarpie, z której gdyby nie ta przednia opona to bym spadł wprost na te kamienie ... gdzieś dalej był znów odcinek między kamieniami i korzeniami i nagle pojawiały się głębokie uskoki i tutaj koło 29" ratowało przed takimi lotami, że zanim bym upadł to bym obejrzał zachód słońca :D. No ale nie z takich opałów się wychodziło w tym roku na Bike Adventure, więc to był tylko dobry zastrzyk adrenaliny, który przydawał się skupić na kolejnych metrach zjazdów. 

Przed ostatnim bufetem dogoniłem kilka osób, ale też kilka uciekało, jednak upał był okropny i zatrzymałem się aby napełnić bidon tym razem izotonikiem a że obsługa była  nie przygotowana do napełniania bidonów to zacząłem nalewać z kubeczków ... Przede mną w oddali był Mateusz Zoń i w sumie szybko go dogoniłem na podjeździe i próbowałem uciekać, ale zobaczyłem, że siada na koło i przez kilka kilometrów nie daje zmiany. Jak już ją wymuszałem to zwalniał tak, że nie szło się ścigać, więc znów wychodziłem na przód i dokręcałem tempo. Koło 45km był jakiś dodatkowy bufet i tutaj tak przyspieszyłem, że ledwo na zakręcie się wyrobiłem, ale Zoń też, więc zrozumiałem, że tylko ściemnia i che się dowieźć na kole do mety. Jechałem równo, ale siedział na kole, znów wymuszałem zmianę i trochę pojechał tym ślimaczym tempem a ja znów dokręcałem aż w końcu olałem go i jechałem swoim szybkim tempem. Przed końcem puściłem go przodem przed fajnymi krótkimi terenowymi podjazdami, ale nie sądziłem, że to już chwila przed metą i jak wpadliśmy na końcowe metry to przyspieszył a ja za nim, jednak nie udało się go dogonić i straciłem jedno miejsce o 1 sekundę !.

Cóż takie są zawody i nie raz przegrywało się dobrą pozycję o sekundy, tym razem 4 miejsce w M3. Ostatecznie ten morderczy wyścig ukończyłem jako 5 w M3 i 13 Open Mega z czasem 2:34:31 bez żadnych upadków i defektów a z tego co sam widziałem i też usłyszałem, to trochę ich było.

1. 0% - 0:00:36
2. 3% - 0:04:35
4. 34% - 0:51:37
5. 63% - 1:36:49


Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:36.68 km
W czasie: 01:14 h
Ze średnią: 29.74 km/h
Max speed: 57.82 km/h
W terenie: 36.68 km
Temperatura: 32.0
HR max: 185 ( 98%)
HR avg: 168 ( 89%)
Podjazdy: 271 m
Kalorie: 1177 kcal

VI Bieruński Puchar MTB

Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 27.08.2016 | Komentarze 0

Pamiętam tą trasę z zeszłego roku i wiedziałem, że lekko nie będzie. już po pierwszych kilometrach grupa narzuciła bardzo szybkie tempo i cały peleton porwał się na małe grupki. Ja do jakiegoś 10km trzymałem się czołówki, ale ten upał szybko wytapiał ze mnie energię i nie udało się utrzymać tempa na podjazdach w połowie trasy. Po wypadnięciu z terenu przeważały łąki, szutry i asfalty, ale że było nas już dwóch to zaczęliśmy współpracować aby gonić uciekinierów i nie dać się nikomu dogonić. Niestety ostatnie 4km prowadziłem, mając na kole Adama Dziuk co kosztowało mnie sporo siły i ostatecznie trzecie miejsce.
VI Bieruński Puchar MTB

VI Bieruński Puchar MTB


Strefy:
1. 0% - 0:00:08
2. 2% - 0:00:40
3. 38% - 0:28:25
4. 61% - 0:45:32



Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:65.83 km
W czasie: 02:38 h
Ze średnią: 25.00 km/h
Max speed: 63.23 km/h
W terenie: 65.83 km
Temperatura: 25.0
HR max: 175 ( 93%)
HR avg: 165 ( 88%)
Podjazdy: 1080 m
Kalorie: 2428 kcal

Bikeatelier Psary

Niedziela, 21 sierpnia 2016 · dodano: 21.08.2016 | Komentarze 2

Bikeatelier Psary 6 Open Pro i 2 w kategorii !, a to dzień pod Myślenicach :). Niemal 66km mocnej walki od samego początku, jednak kluczowym momentem był nawrót niemal na początku trasy przed Górą św Doroty koło 8km gdzie zrobił się zator, ale udało mi się dobrze z tego wyjść. Pogoniłem za uciekającą czołówka, która narzuciła wysokie tempo. Przed Dorotką trzeba było pokonać mały singiel i polem wspiąć się do singla na górze, odzyskałem jedną pozycję ale poczekałem na rywali i w grupie 4 zawodników pojechałem w pogoni za czołówką, ale zrobili taką przewagę, że postanowiliśmy utrzymać swoje miejsca. W oddali widać było jak Marek Konwa urwał grupkę i samotnie wspinał się pod kolejną górkę. Koło 15km z zaczął lekko padać deszcz co mnie nie zdziwiło bo rano oglądałem pogodę i zapowiadali opady a na radarze widać było jak wielki front deszczowy się zbliża. Z kilometra na kilometr opady były coraz większe ale przelotne Pierwszy bufet był około 21km ale niefortunnie zlokalizowany bo bez zatrzymywania nie dało się wypić wody z butelki a dzisiaj nie wolno było się zatrzymywać bo potem ciężko było by odrobić stratę.

Przez kolejne niemal kilometry jechała nas cała czwórka w drugiej grupie, która walczyła między sobą. Okulary zaczęły parować i zaklejać się brudem i kroplami deszczu, więc musiałem je zdjąć i schować do kieszeni. W pewnym momencie uciekli mi po odcinku jazdy takim jakby małym wąwozem, gdzie niestety na głębokim piachu straciłem równowagę i kierownicą zahaczyłem o drzewko. Z tego co pamiętam to było przed Górą Siewierską na jakimś 30 km, ale przed samymi podjazdami udało mi się zmniejszyć stratę i rywali miałem w zasięgu. Po wspinaczce znów były trawiaste zjazdy ale tym razem bardziej wymagające bo zmoczone deszczem i powiem, że jazda po tym to jak po błocie, którego coraz bardziej przybywało. Potem miałem mały kryzys u grupa odjechała mi na jakieś 300m jednak na prostych powoli odrabiałem i na Łubiankach miałem już około 50m do ucieczki. Niestety grupce urwał się też Podolski Krzysiek z MTB TEAM RMF FM i zostało mi gonić pozostałą dwójkę.

Przed drugim bufetem na ~43km chwyciłem znów butelkę z wodą, obejrzałem się i zobaczyłem, że rywale zatrzymali się aby dopełnić bidony. Akurat po bufecie był długi asfalt, więc zdążyłem wypić wszystko na spokojnie. Był to dla mnie kluczowy moment bo zdążyłem wywalczyć sporą przewagę około 300-400m i samotnie próbowałem gonić Krzyśka. Z asfaltu droga skręcała znów w teren a raczej tłuczeń wapienny, znów wspinaczka pod kolejne wzniesienia, ale nogi chciały kręcić, jednak tutaj pierwszy raz zaczęło zaciągać mi łańcuch i musiałem walczyć z tym co niestety skończyło się jazdą tylko z blatu i wykorzystywaniem wszystkich koronek kasety :/ . Od około 52km kilometry coraz łatwiej i szybciej ubywały a ja powiększałem przewagę nad goniąca dwójką, jednak nikogo przede mną nie było, po cichu liczyłem, że się ktoś pogubił z przodu i będzie łatwiej go dogonić. Jak tak jechałem to popatrzyłem w niebo i zobaczyłem, że niebo poczerniało ... długo nie czekało i dokładnie na 54km dorwało mnie takie oberwanie chmury, że w momencie umyło mnie i rower a krople tak uderzały, że czułem jakby mi ktoś szpilko w ręce i nogo wbijał.

Teren zrobił się niesamowicie zdradliwy i bardzo niebezpieczny a strzałki wskazujące trasę niemal spłynęły z miejsc gdzie były klejone, więc musiałem zwiększyć czujność i mocniej je wypatrywać. Czasem miałem wątpliwości czy jadę dobrze, ale rozwieszone gdzieniegdzie taśmy pomagały zorientować się w trasie. Opady były raz większe a raz mniejsze, ale ciągłe a nawierzchnię urozmaicały małe bajora. Na liczniku pokazał się 62km i od razu pomyślałem, że zaraz koniec, ale tak jechałem i oglądałem się czy ktoś mnie goni aż pokazał się 64km ... przecież to miała być już meta ... wtedy wjechałem w jakiś lasek z takimi kałużami, że myślałem, że wylała jakaś okoliczna rzeczka. Trochę się tam namęczyłem, ale w oddali usłyszałem jakieś dźwięki i to była już meta po nielam 66km ... zostało jeszcze objechać boisko po zalanej trawie i META !.

Byłem szczęśliwy, że udało się ukończyć ten trudny wyścig bez awarii i większych problemów ale wiedziałem, że wynik nie będzie dobry bo uciekło mi kilka osób. Jednak znajomi gratulowali mi wyniku, gdzieś usłyszałem drugie miejsce, ale nie brałem tego nie serio. Dopiero jak poszedłem do pomiarów czasu to dowiedziałem się, że wyścig ukończyłem jako 6 Open PRO oraz 2 w kategorii M30 !.


                                                            

Dane z licznika
Max podjazd - 19%
Pod górę - 23.37km
Max zjazd - 17%
W dół - 24.45km

Strefy:
1. 0% - 0:00:09
2. 4% - 0:06:12
3. 52% - 1:22:20
4. 44% - 1:09:56


Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:43.42 km
W czasie: 02:26 h
Ze średnią: 17.84 km/h
Max speed: 63.02 km/h
W terenie: 43.42 km
Temperatura: 32.0
HR max: 184 ( 98%)
HR avg: 168 ( 89%)
Podjazdy: 1631 m
Kalorie: 2289 kcal

Bike Maraton Myślenice

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 20.08.2016 | Komentarze 0

Ciężki i pechowy maraton przed kretynów zrywających strzałki oraz awarii i upadku ...

Maksymalny podjazd - 22% - słynne płyty
18.74km podjazdów
Maksymalny zjazd - 32% ... hmmm gdzie to było :)
18.14 km zjazdów

Strefy:
1. 0% - 0:00:25
2. 4% - 0:0:6:16
3. 27% - 0:40:03
4. 68% - 1:38:58 (90-100%)









Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:45.91 km
W czasie: 02:14 h
Ze średnią: 20.56 km/h
Max speed: 69.68 km/h
W terenie: 45.91 km
Temperatura: 30.0
HR max: 181 ( 96%)
HR avg: 166 ( 88%)
Podjazdy: 1494 m
Kalorie: 2074 kcal

Bike Maraton - Bielawa

Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 25.07.2016 | Komentarze 2

Przed startem zrobiłem sobie mały rozjazd trasą maratonu i na pół godziny przed startem wjechałem do pierwszego sektora, który już się zapełniał. Temperatura szybko rosła, a dodatkowo coraz bardziej palące słońce powodowało, że już chciało się pić, wiec i strategia nawadniania w czasie wyścigu musiała ulec zmianie.
Początek trasy to niemal 12km podjazdów, więc szykowała się na prawdę męcząca walka. Jednak po kilku kilometrach nogi nie dawały oznak trudności podjazdów i jechało mi się na prawdę dobrze nie tracąc pozycji jak to było na poprzednim maratonie w Szklarskiej Porębie, gdzie zmęczony jeszcze po Bike Adventure, traciłem pozycje szybciej niż spalone kalorie :). Po około 5km było lekkie wypłaszczenie trasy i mogłem w końcu zejść nieco z ponad 175 pulsu, ale tylko na chwilę bo zaraz zaczął się już terenowy podjazd na Rymarz. Trochę techniczny ale nic czego nie dało by się zrobić bez podchodzenia. Po osiągnięciu szczytu w końcu zaczęły się zjazdy, raz terenowe i techniczne a raz szutrowe. Uwielbiam takie odcinki bo można na prawdę podszkolić swoją technikę. No i w pewnym momencie przydało się doświadczenie, bo na stromym zjeździe rynną, o mało nie rozwaliłem się na jakim konarze po skoku z dużego kamienia, ale na szczęście przedni Nobby Nic z agresywnym bieżnikiem wgryzł się w grunt i mogłem błyskawicznie skontrować i gnać dalej w dół.
Gdzieś na trasie
Gdzieś na trasie © PaVLo
Zawsze po zjeździe trzeba się znów gdzieś wspinać, ale tym razem mieliśmy niemal 10km takiego jakby interwału. Na 5km przed największym wyzwaniem dnia był znów zjazd, wiec szykowała się na prawdę długa wspinaczka. Ostatnio w Bielawie byłem dwa lata temu i pamiętałem, że ostatni podjazd zaczynał się asfaltową ściankę przechodzącą w teren, ale tym razem podjazd od razu był w lesie, co bardzo mi odpowiadało. Zaczął się trudny kondycyjnie i techniczny podjazd pod Kalenicę. W zasięgu wzroku miałem kilku zawodników, ale co z tego, jak szybko trzeba było zredukować przełożenia na najlżejsze i powoli wspinać po korzeniach się coraz wyżej. W takim tempie nie ma opcji aby kogoś tam dogonić bo człowiek po 30km męczarni walczy sam ze sobą aby każdy podjazd zrobić na rowerze. Udało się i po 5km znów była chwilą odpoczynku na może 300-400 metrów i znów leśna ścianka.

Przede mną był zawodnik w barwach jednej ze stacji radiowych na R (Podolski Krzysztof), poznałem go bo i wiedziałem, że walczy o zwycięstwo w M4 no i ten ostatni kawałek podjazdu sobie normalnie wchodził, bo chyba sił już nie miał aby zrobić to jak przystało na czołówkę :). Ja zacisnąłem zęby, popatrzyłem na licznik, gdzie pokazywało 21% i mocno wciskałem korbę aż kierownicę podrywało do góry, ale pomyślałem, że nie ma opcji abym też tutaj wchodził bo przecież uda się to podjechać. Łatwo nie było bo momentami te korzenie i skałki przypominały schody, jednak opony ładnie się trzymały, nogi też jeszcze chciały kręcić i przed szczytem dogoniłem go i zanim wsiadł na rower jak byłem już przed nim, ehhh jakbym był w M4 to był już miał złotko w kieszeni ;).
Chyba ostatni zjazd BM Bielawa

Szybko zmieniłem biegi bo po jeszcze kawałku jazdy po skałkach zaczął się ostatni zjazd do mety. Ależ tutaj była wyśmienita zabawa, masa zakrętów między drzewami, po korzeniach i kamieniach a nawet jakieś szutry gdzie na jednym lewoskręcie o mały włos nie wyleciałem w las przez zbyt dużą prędkość, ale znów przednia opona wyratowała mnie z opresji. Rywal był już gdzieś daleko w tyle, ale przede mną migała miedzy drzewami jakaś sylwetka kolejnego. Na zjazdach ciężko kogoś dogonić, ale powoli zbliżałem się do kolejnego zawodnika i na jakieś 5 kilometrów przed metą udało się go przegonić. Rozpoznałem zawodnika z Bikeatelier z mojej kategorii wiekowej, gonił mnie, ale dosłownie na dwa kilometry przed metą gdy wypadliśmy z terenu znów na szutry coś w napędzie zaczęło mnie blokować. Zacząłem sprawdzać i coś było nie tak z przerzutką, straciłem pozycje a rywal uciekł mi na jakieś 100 metrów. Zacząłem mieszać biegami i zastanawiałem się czy zatrzymać się i sprawdzić co się dzieje czy jechać ryzykując zniszczeniem napędu. 

Wygrała druga opcja, bo do mety było zbyt blisko. Ustawiam optymalne przełożenie i zacząłem ścigać rywala. Widziałem, że jestem coraz bliżej, ale  końcówka trasy to kręte zjazdy po luźnym szutrze, więc nie liczyłem na wiele. Przedostatni zakręt, wpadam mając do niego kilka metrów straty, zaczyna się ostatnia prosta w dół, w oddali widać już balony i słychać muzykę oraz spikera, czyli już meta. Rywal wybiera prawą stronę polnej drogi bo w sumie łatwiejsza, ja jak taran pędzę lewą kosząc kierownicą jakieś polne zarośla i przed ostatnim zakrętem wyprzedzam go, szybka redukcja biegu, co łatwe nie było bo cały czas coś stawia opór. Jeszcze jeden skok z krawężnika i ostatni kawałek do mety jakąś żużlówką. Gnam aż mi tylne kolo traci trakcję, nie oglądam się jak daleko jest rywal tylko skupiam aby napęd to jeszcze wytrzymał ... wpadam na metę, sam a po chwili kolega. 

Finisz TOP5 w M3 :)

Chwila oddechu za metą, gadam z ze znajomymi, którzy też przed chwilą wpadli na metę lub ukończyli krótszy dystans, oglądam napęd a tam łańcuch spadł mi z kolnego kółeczka i tarł o nie oraz o wózek ... trochę go zniszczył, ale to przez to badziewne kółeczko BBB, które zeszło/zeskoczyło z łożyska. Potem przypomniałem sobie, że już raz mi się to zdarzyło, ale przejechałem chyba sześć zawodów i był spokój, ale tym razem nie dam mu trzeciego razu i wywalam ten badziew a wraca oryginalne.

Dobra czas na wyniki, liczyłem na to, że pojechałem dobrze, ale nie liczyłem na cuda, jednak po sprawdzeniu wyników humor mi się poprawił, bo forma nadal jest i szansa na dobre miejsce w generalce :).

Open Mega - miejsce 10/416 oraz 5 miejsce w Kategorii M3 na 165 startujących. Jest moc :).

Dekoracja TOP5 w M3

 temperatura 36st :)
Maks podjazd - 21%
Maks zjazd - 33% :)

Strefy:
1. 0% - 0:00:25 (60-70%)
2. 6% - 0:08:44 (70-80%)
3. 40% - 0:53:49 (80-90%)
4. 53% - 1:11:43 (90-100%) z 186



Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:41.84 km
W czasie: 02:21 h
Ze średnią: 17.80 km/h
Max speed: 61.77 km/h
W terenie: 41.84 km
Temperatura: 18.0
HR max: 170 ( 90%)
HR avg: 152 ( 81%)
Podjazdy: 1494 m
Kalorie: 1896 kcal

Bike Maraton Szlarska Poręba

Sobota, 9 lipca 2016 · dodano: 15.07.2016 | Komentarze 0

Noga jeszcze nie odpoczęła po etepowce, więc kręciło się ciężko. Z początku to wszyscy mnie wyprzedzali, i mimo niskiego pulsu noga była słaba, dopiero koło 20km odzyskałem siły na technicznych zjazdach i zacząłem festiwal wyprzedzania. Dzisiaj na zjazdach nie dałem żadnych szans rywalom, uciekając bardzo szybko i niektórzy musieli mnie puszczać. Rywali mijałem zarówno na terenowych zjazdach jak i na podjazdach. Trasa pokrywała się sporo z ostatnim etapem Bike Adventure, jedynie start i meta były pod wyciągiem a nie na placu, więc nie ma co opisywać znów tego samego.
Ostatecznie po ciężkiej walce zająłem 5 miejsce w M3 co powinno umocnić mnie w generalce.

24% - mak podjazd
23% - max zjazd

Strefy:
1. 4% - 0:05:01
2. 24% - 0:33:55
3. 72% - 1:41:17
4. 0% - 0:00:15


Kategoria Zawody