Tajne / Poufne

avatar BikeBlog PaVLo z pięknego miasta Dąbrowa Górnicza. Przejechałem od 2010 roku 142446.81 kilometrów w tym 7747.58 w terenie. Śmigam z dużo większą średnią niż 25.74 km/h i budzę tym respekt :D.
Więcej o mnie TUTAJ.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Flag Counter

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy pawelm4.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:8372.38 km (w terenie 5980.58 km; 71.43%)
Czas w ruchu:395:54
Średnia prędkość:21.13 km/h
Maksymalna prędkość:87.84 km/h
Suma podjazdów:129271 m
Maks. tętno maksymalne:187 (100 %)
Maks. tętno średnie:171 (91 %)
Suma kalorii:169018 kcal
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:50.13 km i 2h 23m
Więcej statystyk
Dane z trasy:
Dystans:14.00 km
W czasie: 00:40 h
Ze średnią: 21.00 km/h
Max speed: 53.41 km/h
W terenie: 14.00 km
Temperatura: 15.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: kcal

II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014 (aktualizacja 2014.05.15)

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 3

Po wczorajszym wyczerpującym wyścigu w Zdzieszowicach czułem, że nogi jeszcze nie odpoczęły a pobudka o 7 rano dzisiaj niewiele w tym pomogła. Za oknem lekki przelotny deszcz i przebijające się przez chmury słońce i co najważniejsze w końcu temperatura +13st co zapowiadało jeszcze lepszą w kolejnych godzinach. Zjadłem śniadanie i cały czas myślałem, czy dam radę kolejny raz przejechać dzień po dniu mocny wyścig a jak wiadomo na XC jedyna słuszna strategia to pełen gaz od początku do końca. Jednak brat i Edytka postanowili pojechać i na miejscu podjąć decyzje o starcie w zależności od warunków więc i ja zebrałem rower i też pojechałem.

Góra Św. Doroty w Grodźcu (Będzin) jest mi na co dzień dobrze widoczna z okna i czasem pojadę tam, więc znam ją trochę :). Nie było sensu jednak jechać tam rowerami aby nie tracić energii i mieć jakieś schronienie na "wypadek", więc wrzuciliśmy rowery na auto i po 12 kilometrach byliśmy na miejscu i udało się podjechać dość blisko miejsc imprezy. Pozytywnie zaskoczyła mnie organizacja całej imprezy, która przypominała mi te największe. Po zrzuceniu rowerów pojechałem obejrzeć dokładnie miejsce startu i już jadąc pierwsze metry zobaczyłem, że obsada będzie bardzo mocna czyli szykował się wyścig na luzie bo miejsca na podium były podzielone między nich :).

Brat oczywiście zapomniał stroju i niestety nie wystartował ale oddał numerek koledze (przepisano dane), który akurat startował w Elicie. Była godzina 9 i nie wiadomo kiedy mieliśmy wystartować, na początek puszczano młodzików, juniorów (chłopcy i dziewczynki) po nich startowali coraz starsi zawodnicy. Widać było, że będzie to trwać bardzo długo, więc z klubowiczami robiliśmy różne warianty rozgrzewki. Oczywiście najlepsza to przejazd trasą wyścigu, która pokazała, że wyścig będzie bardzo niebezpieczny i to w suchych warunkach a nie chciałbym wiedzieć co by się działo po opadach. Początek to kawałek jazdy bezpośrednio obok Doroty a potem skręt w prawo i szybko w dół zaoranym polem gdzie prędkość będzie bardzo duża a na dole wpada się w jakieś sady owocowe gdzie były pierwsze single z dużą ilością ostrych zakrętów, dołów i hopek. Ja akurat lubię takie odcinki bo czuje się tam na prawdę dobrze. Z singli wypadało się na szutrowo-polną drogę, która prowadziła dołem, wokół Dorotki z ostrym nawrotem i długim męczącym podjazdem wzdłuż kolejnego pola aż do lasu wokół Dorotki i potem prawie na samą górę, ale tuż przed szczytem skręcaliśmy w prawo na bardzo ciekawe i trudne single DH po pokonaniu których wpadało się na metę. Tak w skrócie wyglądało jedno okrążenie.

Dochodziła godzina 12 i nie było wiadomo dokładnie kiedy wystartuje moja kategoria Masters 1, ale powoli kończyli młodziki i po nich startowały kobiety. Po 13 wystartowała pierwsza kategoria Kobiety 1, które miały do pokonania łatwiejszy wariant trasy bez niebezpiecznych singli, w sumie było ich koło 10, więc w miarę szybko to przejechały. Po nich startowała już kategoria Kobiety 2 (taki Master 1) i tu już było mocniej, bo nie dość, że miały do pokonania 3 pełne okrążenia ze wszystkimi niebezpiecznymi singlami i mocnymi podjazdami to jeszcze na starcie ustawiła się dość mocna ekipa.

Dziewczynom trochę zajęło przejechanie trasy więc wykorzystaliśmy to na ostatnią rozgrzewkę i przygotowania. Na starcie tak jak zakładałem ustawiła się mocna ekipa, między innymi AZS Politechnika Śląska, Bieniasz Bike Team, Gomola Trans Airco,  ZVL Kreidler Sportiva, ACTIVA-TEAM, SCS OSOZ RACING TEAM oraz RMF Rockstar Team. W takiej ekipie zapowiadała się bardzo trudna rywalizacja.

Wystartowaliśmy chwilę po przejechaniu ostatniej zawodniczki z Kobiety 2, najpierw zrobiliśmy okrążenie wokół Dorotki, które było bardzo dobrym pomysłem bo wystarczająco rozciągnęło stawkę przed wpadnięciem w pierwsze single po polnym zjeździe. Pokonałem je dość szybko bo bardzo lubię takie odcinki i wpadłem na szutrowy odcinek dużo nie tracąc do uciekającej grupki.

II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014
II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014 © PaVLo

Starałem się nie przesadzić z tempem ale i nie stracić do uciekinierów zbyt dużo i do pierwszego ostrego podjazdy traciłem koło 20 metrów.

II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014
II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014 © PaVLo

Był to najtrudniejszy i najdłuższy podjazd okrążenia ale nogi mimo wczorajszego wyścigu nawet dobrze dawały radę. Po jego pokonaniu dało się nieco odetchnąć i napić się przed kolejnym podjazdem i kolejnymi "górnymi" singlami, które były kwintesencją całego wyścigu z dużą ilością hopek i ciasnych zakrętów między drzewami i kończącą się wpadnięciem na metę i kolejnym okrążeniem. Odcinek ten dawał nieco odpoczynku i umożliwiał rozpędzenie się do kolejnego okrążenia.

II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014
II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014 © PaVLo

Dziwne uczucie mnie dopadło bo pokonując kolejne okrążenia czułem, że coraz lepiej mi idzie i nie tylko na singlach ale i na podjazdach i prostych pod wiatr. Czołówka była dzisiaj poza zasięgiem, więc postanowiłem, że za wszelka cenę utrzymam obecną pozycję i w sumie dobrze mi szło, bo goniący puchli na długim podjeździe i potem dodatkowo tracili chyba na singlach. Okrążeń było 5, więc każdy odcinek trzeba było tyle samo przejechać, każdy singiel, każdą prostą pod wiatr i każdy męczący podjazd, ale właśnie o to chodzi XC, ma być szybko i urozmaicono :). Na metę wpadłem nie wiedząc dokładnie które okrążenie robię, więc gnałem dalej, ale jak po 200 metrach zobaczyłem, że czołówka już wraca to też zawróciłem ale miałem ochotę na jeszcze jedno okrążenie, więc po chwili, wraz z Robertem z Masters 2 zrobiliśmy jeszcze szóste okrążenie rozjazdowe, a że Robert zgubił gdzieś licznik to mieliśmy dodatkowy do tego powód :). Licznik na szczęście odnalazł się, więc dalej jechaliśmy już razem wymieniając się wrażeniami z trasy.

II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014
II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014 © PaVLo

Wyniki były jeszcze nieznane, więc udałem się do auta na obmycie zmęczonego ciała. Potem udałem się na miejsce imprezy i oczekiwałem wyników, a że te nie nadchodziły to i pogadałem z ekipą z drużyny i innymi znajomymi i w czasie jednej z takich rozmów, nagle znajomi usłyszeli moje nazwisko wywoływane przez spikera do dekoracji .... eeee ja ?, aż podszedłem i się upewniłem, ale to nie była pomyłka. Wywołano mnie do dekoracji na 3 miejsce kategorii Masters 1 !. Kolejny sukces w XC :).

II Otwarte Mistrzostwa Cross-Country Ghostbikers o Puchar Prezydenta Miasta Będzina - XC Dorotka 2014 © PaVLo

Przejechanie tych pięciu okrążeń według licznika zajęło około 38 minut, więc to bardzo dobry wynik.

 //AKTUALIZACJA
 Dzisiaj zostały opublikowane oficjalne wyniki na których moja pozycja w Masters 1 zmieniła miejsce na 5, szkoda, że od razu tego nei zweryfikowano, ale moim zdaniem jak na taką obsadę jest to i tak bardzo dobre miejsce.
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:48.06 km
W czasie: 01:55 h
Ze średnią: 25.07 km/h
Max speed: 58.14 km/h
W terenie: 0.00 km
Temperatura: 16.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: 1100 m
Kalorie: kcal

Bike Maraton - Zdzieszowice

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 4

Rano w Dąbrowie kropił deszcz i nie napawał optymizmem, ale zanim z niej wyjechaliśmy o 7:20 to na horyzoncie w oddali było widać niebieskie niebo co jednak dawało nadzieję na dobrą pogodę.  Po drodze spotkaliśmy się na umówionej stacji a ima dalej jechaliśmy A4 tym pogoda była coraz lepsza i zanim zjechaliśmy z A4 mieliśmy już słońce z tyłu. Na miejscu byliśmy po 9 a pogoda była bardzo dobra mimo mocno wiejącego i zimnego wiatru. Po złożeniu rowerów udaliśmy się na miejsce startu a potem na rozgrzewkę prawie całą drużyną a dzisiaj przyjechała cała ekipa :).

Start na szczęście dzisiaj nie był opóźniony i pierwszy sektor, w którym stałem, wystartował punktualnie o 11. Tempo już na początku było bardzo mocne. Po pierwszej dłuższej prostej był skręt na rondzie w prawo a za min dosłownie kilkanaście metrów była pierwsza wywrotka kilku zawodników. Ale peleton nie zwolnił a wręcz przyspieszył, bo wiatr był w plecy a przed nami długa prosta gdzie prędkość dochodziła do 48km/h. Potem dojechaliśmy do góry św. Anny i zaczął się lekki podjazd ale prędkość cały czas była duża i oscylowała w granicach 38km/h, ale powoli spadała bo robiło się coraz stromiej ale nie spadła poniżej 30km/h. Ubrane rękawki i bandanka zaczęły przeszkadzać, bo temperatura szybko się podniosła i zaczynało mi być za gorąco, ale nie było czasu aby je zdjąć bo trzeba było się cały czas wspinać i walczyć o utrzymanie miejsca. Tym razem nie wjeżdżamy na sam szczyt tylko odbijamy wcześniej i kierujemy się na amfiteatr gdzie peleton był już porozrywany i podbieganie po schodach odbyło się bez przeszkód.

Bike Maraton - Zdzieszowice 2014
Bike Maraton - Zdzieszowice 2014 © PaVLo

Nogi czuły to wariackie tempo i zaraz po schodach był pierwszy terenowy podjazd i słynny zjazd "rynnami" za amfiteatrem gdzie na szczęście było dość sucho co zaoszczędziło wielu osobom nieprzyjemne upadki i dawało możliwość szybkiego pokonania tego niebezpiecznego odcinka. Po zjechaniu był długi zjazd po luźnych kamieniach gdzie trzeba było uważać bo nie trudno było o dobicie oponą w leżący kamień. Po około 2km odbijaliśmy na prawo i zaczynał się długi (5km) podjazd w terenie wzdłuż pól kończący się przy A4 gdzie był ostry skręt w lewo oraz pomiar czasu i bufet na 14 kilometrze. Nie skorzystałem bo w bidonie jeszcze sporo i pognałem dalej aby nie stracić do uciekającej czołówki. Muszę powiedzieć, że po tym bufecie był z kilometr prostej ale potem zaczął się zjazd z bardzo mocnym wiatrem z prawej na na dole ostry skręt w prawo po niezłych dołkach na których łatwo było stracić kontrolę ale bez problemu to pokonałem.

Bike Maraton - Zdzieszowice 2014
Bike Maraton - Zdzieszowice 2014 © PaVLo

Na 19km był rozjazd dystansów Mini/Mega-Giga i niestety goniący z przodu odbili na mini a ja samotnie musiałem walczyć dalej ale zaczynały się kolejne podjazdy gdzie dogoniłem grupkę osób i starałem sie ich trzymać. Nogi były zmęczone jak nigdy co dodatkowo zmuszało mnie do wkładania większej ilości energii aby utrzymać tempo.

Bike Maraton - Zdzieszowice 2014
Bike Maraton - Zdzieszowice 2014 © PaVLo

Trasa prowadziła wzdłuż autostrady A4 a prędkość grupy znów nie spadała poniżej 30km/h. Na 24 kilometrze miał być bufet, ale niczego takiego nie było!, dobrze, że w bidonie zostawiłem trochę picia i teraz myślałem jak mam to rozdysponować, bo następny według tego co podał organizator miał być dopiero na 36km. Jak napisałem wcześniej ominąłem pierwszy bufet i jazda przez kolejne kilkanaście kilometrów bez picia było by porażką, ale na szczęście bufet się odnalazł na 28km gdzie szybko napełniłem bidon. Dalej to już była powtórka kawałków trasy które jechaliśmy bo akurat dystans Mega pokonywał niektóre właśnie dwa razy, między innymi zjazd za amfiteatrem i jazdę bardzo szybkimi brukowanymi i szutrowymi drogami koło trasy A4.

Bike Maraton - Zdzieszowice 2014
Bike Maraton - Zdzieszowice 2014 © PaVLo

Ale tym razem nie była to ta sama jazda bo dogoniliśmy sporo osób z dystansu Mini i na zjazdach bywało niebezpiecznie bo niektóre osoby nie znają zasad zachowania się na wyścigu i jadą obok siebie lub co chwile zmieniają strony drogi bez upewnienia się czy nikomu nie przeszkodzą a mija się je z na prawdę dużą prędkością. Ostatnie kilka kilometrów to już prosta między polami z tylnym wiatrem dzięki czemu dało się rozpędzić, ale za chwilę wpadało się w lasy i tu powtórka z mijaniem wolniejszych z Mini, ale bez przeszkód bo rozumieli sygnały typu "lewa moja" czy "środek mój".

Bike Maraton - Zdzieszowice 2014
Bike Maraton - Zdzieszowice 2014 © PaVLo

Na metę wpadłem kompletnie wyczerpany, wiedziałem, że pozycja była daleka, więc nawet nie sprawdzałem wyników tylko udałem się najpierw do wodopoju i na degustacje pomarańczy, które były takie "zajebiste" i słodkie, że opędzlowałem chyba całe dwa w pociętych kawałkach :), potem udałem się do auta na odpoczynek i ogarnięcie się. Po drodze spotkałem znajomego z innej drużyny, który chciał znać mój wynik więc wziąłem telefon i doczytałem wynik z sms-a, który dostałem ............................. 1:55:47 ... 20/651 Open Mega ... wow ... i 8/243 w M3 ... o ja cie nie mogę :D, jak to możliwe ?, przecież tak ciężko mi się jechało i liczyłem na daleką pozycję w M3 a tutaj piękne 8 miejsce :), żeby to sprawdzić, wydrukowałem dyplom, który to potwierdził. 

Niestety nie obyło się bez wypadku, nasz drużynowy kolega Piotr Staniszewski uległ bardzo groźnemu wypadkowi przy 40km/h w efekcie czego bardzo obił prawy bark (oby nic poważnego) a przy tym rozwalił kask i ogólnie się potłukł a najgorsze, że pomylił rozjazdy i zamiast dokończyć dystans Mega, to pojechał tak poobijany na GIGA !, ja go podziwiam, że jeszcze dał radę ! Ride or Die !!.
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:68.33 km
W czasie: 02:40 h
Ze średnią: 25.62 km/h
Max speed: 55.10 km/h
W terenie: 68.33 km
Temperatura: 16.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: 1100 m
Kalorie: kcal

Porubajk MTB Maraton - Ostrava

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 2

Jak obudziłem się rano o 5:40, pierwsze co to podszedłem do okna i zobaczyłem, że na dworze pada "kapuśniaczek", od razu mina zrzedła ale nie zniechęciło mnie to do wyjazdu. Pomyślałem, że na miejscu będzie podobnie, wiec zdecydowałem, że pojadę krótszy dystans i zostawiłem w domu bukłak, jednak w aucie asekuracyjnie miałem drugi koszyk i bidon jakbym zmienił zdanie. O 6:40 wyjechałem z DG i pojechałem w umówione miejsce aby pojechać grupą. Potem pojechaliśmy jeszcze do Katowic po Mikołaja D. i od niego w trasę.  Jako, że miałem nawigacje i wgraną dokładną trasę wybrano mnie jako pilota a jako pasażera oddelegowano do mnie Prezesa abym do towarzystwa nie miał jedynie głosu z radia. Po zjechaniu na A4 przywitały nas bardzo duże opady deszczu, ale im jechaliśmy dalej, tym opadły słabły i po zjechaniu z A4 praktycznie spotykały nas przelotne deszcze a temperatura powoli wzrastała. Przed samą granicą przywitały nas pierwsze promienie słońca co bardzo pozytywnie nas nastawiło a po dotarciu na miejsce bardzo przyjemna temperatura (+15st) i suche warunki. Zaparkowaliśmy w tym samym miejscu co rok temu, ale biuro zawodów okazało się być 2km wcześniej w miejscu startu. W czasie rozpakowywania rowerów i przebierania się w Timowe ciuchy  dowiedziałem się, że na najdłuższy dystans wybiera się jednak kilka osób. Trochę się wahałem ale jakby to wyglądało jakbym odpuścił a potem miał żal do siebie, że jednak można było. Składając rower dokręciłem drugi koszyk i wrzuciłem bidon i postanowiłem, że spróbuje jednak swoich sił znów na najdłuższym i najtrudniejszym dystansie 68km.

  Decyzja ta spowodowała, że musiałem się bardzo spieszyć, bo start najdłuższego dystansu był o godzinie 10, czyli zostało 30 minut na rejestrację, rozgrzewkę i ostatnie dopięcie szczegółów. Ledwo wszedłem do sektora i zająłem miejsce a za 5 minut wystartowaliśmy, więc wszystko udało się dopiąć na styk. Początek jak zwykle asfaltowy ulicami Poruby i bardzo szybki. Szybko przesuwałem się coraz bliżej czołówki bo wiedziałem, że na trasie jest kilka wąskich odcinków, gdzie trzeba jechać pojedynczo, a jak trafi się na wolniejszą osobę to od razu sporo się traci. Trasy nie pamiętałem dobrze i zaskoczyły mnie pierwsze kilometry po zjeździe z asfaltu gdzie trzeba było zmierzyć się z podjazdami i pierwszymi wąskimi oraz mokrymi odcinkami ale szybko skojarzyłem jedno jeziorko i wiedziałem, że jedziemy dobrze w kierunku pierwszego z najtrudniejszych podjazdów. Wcześniej zauważyłem ciekawą sytuację gdzie policja i straż zatrzymały kolej miejską biegnącą obrzeżami miasta aby cały peleton mógł bezpiecznie przejechać, u nas by to nie było możliwe a tu jednak się dało, brawo!. Wracając do pierwszego trudnego odcinka a był to podjazd pod stok narciarski na 7 kilometrze, który na szczęście cały nie trzeba było pokonywać, tyko jakieś  300 metrów,  bo jakbyśmy mieli podjechać wszystko to bym chyba tam wprowadzał :D, szybka redukcja biegów i do góry. 
Porubajk - Ostrawa 2014 - Podjazd pod Stok narciarski (7km)
Porubajk - Ostrawa 2014 - Podjazd pod Stok narciarski (7km) © PaVLo
Jazda była bardzo szybka i skupiałem się na szybkim lub bezpiecznym pokonaniu danego kawałka trasy więc dokładnie nie jestem w stanie opisać każdego kilometra. Kluczem jak zwykle była praca zespołowa i do pierwszego bufetu miałem do towarzystwa około 5 Czechów, którzy tym razem dużo lepiej pracowali nie dając tak szybko zmian na prowadzeniu jak rok temu. Ja dałem też zmianę, ale poprowadziłem chyba najdłużej a potem puściłem wagoniki przed siebie aby znów odpocząć i tak do pierwszego bufetu na 22km, który ominąłem bo bidony pełne a jeden postój kosztowałby mnie sporą stratę do rywali. Kolejne kilometry to szutry, kilka górzystych odcinków z technicznymi zjazdami jak w prawdziwych górskich maratonach, łąki oraz kilka drewnianych mostków do przejechania. Były to na prawdę techniczne wynalazki bo wąskie a pod spodem głębokie rowy, nierzadko z płynącymi strumieniami ale żadnemu nie odpuściłem i przejeżdżałem bo to sama frajda była zmierzyć się z tak niepewną konstrukcją :).

 
Porubajk - Ostrawa 2014
Porubajk - Ostrawa 2014 © PaVLo  

W pamięci miałem szybki asfaltowy odcinek ze zjazdem i nawrotem pod górę gdzie zgubiłem swój pociąg w zeszłym roku. Tym razem sytuacja była podobna jednak byłem trzeci, ale nie przeszkodziło mi to i na nawrocie nie wytraciłem szybkości jak reszta i z dużą prędkością wjechałem pod pierwszy terenowy podjazd wyprzedzając wszystkich, szybko zredukowałem biegi i znów tak samo docisnąłem na pedały. Wspinaczka była trudna bo las zarósł, zrobiło się wąsko a do tego podłoże było bardzo mokre i czasem traciłem przyczepność, podjazd wydawał się być dłuższy niż w zeszłym roku ale nie odpuszczałem. Na końcu czekało ostatnie 20 metrów stromego podjazdu i skręt w prawo na polną drogę, na której w oddali widziałem  kolejną ucieczkę. Mimo zmęczenia podjazdem nie chciałem zwalniać bo wiedziałem, że z tyłu już mnie gonią, ale po pokonaniu z 200-300 metrów obejrzałem się i nikogo nie widziałem ... :), na końcu był skręt w prawo na asfalt i samotna walka z wiatrem ale nie długo bo za chwilę szykował się fajny terenowy zjazd na którym o mało nie zaliczyłem pierwszej wywrotki bo trawa między "pasami" była gęsta i jak zmieniałem strony to zrobiłem to w ostatniej chwili bo po środku zauważyłem głęboki rów wymyty przez wodę ... było by nie ciekawie . Potem udało mi się dogonić jeszcze jedną grupkę, której trzymałem się dłużej bo samotna walka wyczerpała mnie a dodatkowo czułem, że powoli łapie mnie skurcz w prawej nodze i akurat na leśnym podjeździe, ale dałem radę i pognałem dalej. Około 51km łączyły się oba dystanse a za chwilę był drugi bufet. Tutaj postanowiłem napełnić bidon 0.7L, obejrzałem też co było do jedzenia i było w czym wybierać, od bananów i bakalii aż po słodkie bułki i pączki. Niestety nie było czasu na to bo rywale mnie minęli i trzeba było ich gonić. 

Porubajk - Ostrawa 2014
Porubajk - Ostrawa 2014 © PaVLo

Tutaj kolejna ciekawa sytuacja bo po skręcie w prawo była długa prosta z szutrem a potem drogą dla rowerów lekko idąca w dół, gdzie bardzo szybko się rozpędziłem, dogoniłem rywali pędząc ponad 40km/h i minąłem jakby stali w miejscu :). 

  Do mety było jeszcze daleko, nie brakowało kolejnych leśnych podjazdów i szybkich asfaltów. Gdzieś na 58km zauważyłem Czecha z awarią dętki, zapytałem szybko prest, bo myślałem, że chce dętkę bo mnie by się nie przydała a on do mnie hęęęę :D, ja presta a on to samo a potem ... "neee PUMP" :D :D ... hahah Pumpe :D, to mu rzuciłem wiedząc, że pewnie jej nie odzyskam ale i tak nie było mi jej żal :). Na liczniku 65km, zmęczenie okropne ale nie można się poddawać i trzeba wyciskać ostatnie siły, ale mając doświadczenie z maratonów wiedziałem, że do stanu licznika trzeba będzie dodać z 2-3km, na szczęście nie były to już trudne kilometry, więc szybko je przejechałem. Mając na liczniku 67 kilometr zobaczyłem na asfalcie "1km Meta" .. wow, licznik dobrze wskazuje i długo o tym nie myśląc pokonałem kilka podjazdów a ostatnie 300 metrów prostej przed metą postanowiłem pokonać na stojąco naciskając z pełną mocą na pedała jakbym walczył o złoto i wpadłem na metę a na liczniku było ponad 40km/h i jakieś 10 metrów na hamowanie, więc tradycyjnie zacisnąłem przedni hamulec odrywając lekko tylne koło.

Porubajk - Ostrawa 2014
Porubajk - Ostrawa 2014 © PaVLo

Po odpoczynku i obmyciu poszedłem do tablicy wyników sprawdzić jak mi poszło ... no nie byłem zadowolony bo mimo poprawy zeszłorocznego czasu moja pozycja była średnia, czyli 31/428 Open i 14/157 w M3, ale patrząc na listę zrozumiałem, że przyjechała cała czołówka kolarstwa a pierwszy wykręcił czas 2h:16m ... jakim cudem ? ... zresztą mniejsza z tym bo i tak o nic tam nie walczę, więc nie ma się co przejmować. W między czasie umyłem rower a na metę docierali kolejni z Bikehead-owcy z obu dystansów. Do Ostrawy przyjechali też inni rodacy, których łatwo było poznać po dyskusjach które prowadzili. 
Po spakowaniu rowerów część udała się na degustację lokalnego piwa a część na darmowy posiłek po maratonie, który i ja skosztowałem a powiem, że był to jakiś kotlecik z ziemniakami i odrobiną sosu ale całkiem smaczny i lepszy od tego co serwują na naszych maratonach. Odjeżdżając podjechaliśmy jeszcze po suplementy typu Studencka i browarowa bo każdy miał jakiś zapas koron :).


Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:54.00 km
W czasie: 02:05 h
Ze średnią: 25.92 km/h
Max speed: 0.00 km/h
W terenie: 54.00 km
Temperatura: 14.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: 500 m
Kalorie: kcal

Bike Maraton - Wrocław (Miękinia)

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 13.04.2014 | Komentarze 2

Oczywiście jak przystało na tradycję Wrocławską, start musiał zostać przesunięty i z początkowych 15 minut obsuwy zrobiło się ich 30 a godzina postoju w sektorze kompletnie mnie rozluźniła. Na rozgrzewce licznik działał bez zarzutów, ale coś się stało w sektorze i od samego startu nie miałem żadnych pomiarów i jedynym punktem nawigacyjnym były bufety, które miałem opisane na ramie i mniej więcej wiedziałem na którym kilometrze jestem (na mecie okazało się, że czujnik jest za daleko od magnesu ...). Zaskakują mnie też ludzie, którzy jeżdżą bez liczników a takich spotkałem kilku pytając o kilometr na którym sie znajdujemy. Sam start to od razu sprint i jeden korek na ostrym zakręcie odsunął mnie sporo od czołówki i musiałem sam walczyć z przeciwnym wiatrem. Kosztowało mnie to sporo sił na nierozgrzanych mięśniach (godzinny postój w sektorze ... :/ ) i szybko dopadło mnie zmęczenie, a że pierwsze 7-8km to jazda pod wiatr asfaltami i łąkami to traciłem powoli z widoku najszybszych. Jednak po wjeździe w las zaczęły się niewielkie podjazdy i tam już udało mi się dopaść grupkę 5 uciekinierów. Trzymając się na końcu nieco odpocząłem, ale nie na długo bo jazda po tych leśnych i polnych dołkach kosztował coraz więcej sił (przydałby się tutaj Full ...) a każdy kolejny niewielki podjazd wydawał się niekończącym wysiłkiem. Muszę też zaznaczyć, że niedawno przeszedłem przez bardzo osłabiającą chorobę a jej efekty odbijały się na mnie okropnie, niszcząc przeszło dwa miesiące przygotowania do sezonu :/.

Bike Maraton Miękninia (k. Wrocławia) - gdzieś na trasie
Bike Maraton Miękninia (k. Wrocławia) - gdzieś na trasie © PaVLo

Wracając do wyścigu to planowo minąłem pierwszy bufet nie zatrzymując się bo 14km pękło bardzo szybko i w bidonie jeszcze miałem 3/4 napoju, tak zrobiła większość z czołówki, więc nic nie straciłem. Udało mi się trochę odpocząć i jeszcze przed drugim bufetem oderwałem się od jednej grupki 5-6 osób i samotnie uciekałem, wjeżdżając na drugi bufet miałem nad nimi sporą przewagę, więc spokojnie zatankowałem bidon i pojechałem dalej. Powoli doganiałem wolniejszych ale chwilowy postój na bufecie spowodował ucieczkę szybkiej grupki. Noga dzisiaj nie podawała, więc resztę trasy jechałem swoim tempem ale tak szybko aby nie stracić obecnej pozycji. Pić sie chciało coraz bardziej i niestety musiałem skorzystać z ostatniego bufetu na 44km czego nie miałem w planach ale lepsze to niż odwodnienie i skurcze. Jadąc tak sobie zacząłem kojarzyć pewne fragmenty trasy, które już się jechało i zacząłem się zastanawiać czy dobrze jadę bo mapki nie przestudiowałem wcześniej no i cały czas wypatrywałem zjazdu do Mety Mega, który okazało się, że był aż na 52km, czyli niecałe 2km od mety, oczywiście fatalnie oznaczony pojechałem prosto zamiast skręcić w lewo, na szczęście tylko koło 20 metrów bo ktoś z obsługi szybko mnie zawrócił jak spytałem którędy do mety :).
Finisz - Meta Bike Maraton Miękninia (k. Wrocławia)
Finisz - Meta Bike Maraton Miękninia (k. Wrocławia) © PaVLo

Na metę wpadłem z czasem 2:05:08 (pomiar z sms-a, który dostałem później na fona) z czego byłem zadowolony jednak wiedziałem, że wynik będzie średni i tak ostatecznei uplasowałem się na 35 Open Mega i 14 w M3 ale to nie jest najważniejsze bo mimo to zarobiłem sporo punktów (463/500) do generalki :)

Zapomniałbym dodać, że nowe hamulce hydrauliczne tarczowe Deore XT przeszły chrzest bojowy w trudnych warunkach i nie zawiodły, jestem mega zadowolony z zakupu.

Posiadam tylko część danych z trasy, gdyż tak jak wcześniej napisałem licznik nie działał  a pomiar z kilometrów mam od kilku osób
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:67.62 km
W czasie: 03:23 h
Ze średnią: 19.99 km/h
Max speed: 56.09 km/h
W terenie: 67.62 km
Temperatura: 8.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

MTB Cross Maraton - Kielce 05.10.2013

Sobota, 5 października 2013 · dodano: 06.10.2013 | Komentarze 2

Start miał być o 10:30, ale z przyczyn "organizacyjnych" został przesunięty na 10:50 ale na szczęście staliśmy w ciepłej hali, więc nie marzliśmy. Tym razem z drugiego sektora bo to mój pierwszy start w tej imprezie, ale nic nie traciłem, bo przed wyścigiem, oba sektory zostały połączone. Po starcie byliśmy przez kilka kilometrów prowadzeni przez pilota w aucie oraz Policję, gdy zjechali na bok byłem już w czołówce, więc tempo było szybkie, ale nikt nie rwał się do ścigania. Dopiero po jakiś 10km do przodu wyrwał Dominik, ale nikt nie chciał go gonić i w końcu nasz pościg go wchłonął. Byłem w pierwszej siódemce, która oderwała się dość znacznie od reszty i prowadziła przez ponad 18km. Tutaj wjechaliśmy w teren i stawka się powoli rozrywała jednak cały czas na wszyscy byli niedaleko siebie. Na chyba 23km tych pagórków był ostry nawrót w prawo i zjazd w dół a potem zboczem gdzie tak mocno przywaliłem przednim kołem w kamień, że aż powietrze uszło, ale na szczęście opona uszczelniła się.

Zaczął się podjazd, ale czułem, że nie mam zbyt dużo powietrza z przodu. Po męczącej wspinaczce zaczął się szybki zjazd i o ile początkowo dawałem radę, to na jednym szybkim skręcie w lewo chciałem szybko skontrować, ale nagle przednia opona uślizgnęła się a ja przy prędkości ponad 35km/h upadłem na lewą stronę i obróciłem się o 180st. Nie było to przyjemne, bo od razu w lewej nodze złapał mnie skurcz, ale szybko sobie z tym poradziłem. Tyłek i lewy łokieć obity i obdarty, ale ja nie piłkarz, więc się pozbierałem i pojechałem dalej uważając na zjazdach. Po wjechaniu na kolejną górkę musiałem już się zatrzymać i dopompować koło, ale dałem za mało powietrza i niestety na kolejnym zjeździe musiałem się zatrzymać już na dłużej i nabiłem w końcu dobre ciśnienie. Jednak cały ten upadek i postoje kosztowały mnie utratę 6-7 pozycji Open Master. No cóż takie są zawody gdzie nie tylko dobrym przygotowaniem się wygrywa ale też dobrym sprzętem a mój jest już wykończony po całym sezonie błotnistych startów. Trasa wydawała się dobrze oznaczona, ale niestety kilka razy gubiłem kierunki lub musiałem się zatrzymać aby zorientować się czy dobrze jadę.

Na 29km był pierwszy bufet gdzie zatankowałem bidon i pomknąłem dalej. Jadąc samotnie powoli doganiałem kogoś wolniejszego, zaczął się dłuższy i ostrzejszy zjazd, jechało się pięknie aż do jego końca gdzie widziałem leśną drogę ale nie to, że należy wjechać na nią pod ukosem, więc pojechałem na wprost bo nie zdążyłem wyhamować. W ostatniej chwili zauważyłem, że droga znajduje się dużo niżej niż zdawało się z góry a do tego były tam koleiny. Próbowałem jeszcze poderwać koło, ale nachylenie było zbyt duże i niestety wbiłem się w głęboki dołek i wyrzuciło mnie przez kierownicę naderwując nieco prawy kciuk. Nie zdążyłem też sie asekurować rękoma i mocno przywaliłem głową (kaskiem) w grunt. Groźnie wyglądało, ale kark i ręce mam mocne, więc pozbierałem się i rzucając trochę mięsem pojechałem :) . Podjazdy i zjazdy zdawały się nie mieć końca podobnie jak atrakcji i na jednym z kolejnych podjazdów wrzucając lżejsze przełożenia nagle tylna przerzutka zaczęła mocno szarpać. Pierwszy rzut w czasie jazdy wskazywał na urwany hak, więc zatrzymałem się, ale nic niepokojącego nie zobaczyłem, potem był zjazd, ale każda próba kręcenia kończyła się mocnym zgrzytaniem z tyłu, więc kolejny postój i znalazłem przyczynę. Jak to zobaczyłem, to pomyślałem, że to koniec wyścigu ... górne kółeczko pękło i zgięło się.

KCNC pęknięte na zawodach MTB Cross Maraton Kielce © PaVLo


Udało się je naprostować, ale od tej pory musiałem bardzo uważać z manewrami biegami i częściej używałem przełożeń z przodu, chyba że był podjazd to wtedy nie miałem wyjścia i redukowałem już przed podjazdem, aby nie nadwyrężać kółeczka.

MTB Cross Maraton - Kielce 05.10.2013 © PaVLo


Gdzieś od 49km zaczynały się bardziej płaskie odcinki, miałem tu też bardzo niebezpieczną sytuację jadąc szutrem między domkami, skręciłem najpierw w lewo a potem w prawo w wąski tunel pod torami. Byłem przekonany, że to zabezpieczony odcinek i jechałem koło 30km/h i z taką prędkością tam wpadłem i nagle przede mną auto, ja po hamulcach i wpadam na ścianą po lewej, gość w szoku hamuje i mija mnie na centymetry. Mierzymy się wzrokiem jak jacyś rywale i odjeżdżamy w swoje strony :). Na szczęście przez kolejne kilometry już był spokój i robiłem swoje walcząc ze zmęczeniem i efektami skurczu w lewej łydce. Dogoniłem tez kilku rywali z mojego dystansu i wyprzedziłem, jednak z jednym jechałem do samego końca. Gość nie chciał się ścigać mówiąc, że już nie ma sił, ale jak próbowałem się mu urwać to widziałem od razu jego cień za sobą, więc ściemniał a ja widząc, że nikt nas nie goni postanowiłem trochę go podpuścić, najpierw zwalniając i przyspieszając na remontowanych odcinkach, ale trzymał się. Ostatnie 500-600m to były już asfaltowe tereny targów, postanowiłem że sprawdzę go ostatni raz i po wjeździe przez jakieś otwarte ogrodzenie tak przycisnąłem, że po drodze jeszcze wyprzedziłem dwóch kumpli a przednie koło co obrót korby rwało mi do góry i samotnie z przewagą kilku sekund nad rywalem wpadłem na metę. To tyle z trasy, potem jeszcze bufet oddanie czipa do biura zawodów i postanowiłem pozwiedzać targi Bike Expo.

Było dużo więcej firm niż dwa lata temu, prezentowane były naprawdę fajne rowery i różne grupy osprzętu, akcesoria i bardzo ciekawe narzędzia oraz odzież sportowa. Po pożegnaniu się ze znajomymi musiałem wracać, bo przede mną ponad dwie godziny jazdy i pobudka po 4 rano na drugi dzień.

Jak na takie atrakcje na trasie jestem zadowolony z tego co zdołałem wywalczyć na dystansie Master (67km) czyli 12 miejsce open i 6 w swojej kategorii wiekowej M2 z czasem 3h:23m:24s.
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:43.17 km
W czasie: 01:42 h
Ze średnią: 25.39 km/h
Max speed: 77.30 km/h
W terenie: 43.17 km
Temperatura: 7.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: 1200 m
Kalorie: kcal

Bike Maraton Świeradów Zdrój - FINAŁ

Sobota, 28 września 2013 · dodano: 29.09.2013 | Komentarze 5

Nie ma to jak pobudka rano o 2:45 i pakowanie gratów i sprzętu a potem śniadanie. Temperatura też nie rozpieszczała, całe +3st a na autach gruba warstwa rosy, ale ja i tak w krótkich spodenkach i bluzie pobiegłem po auto :).

Szybkie śniadanie po spakowaniu i rura do Mariusza Gajak, kilka minut i byliśmy gotowi jechać po Grześka Smaczyńskiego. Grzesiek był już gotów, więc po małych manewrach bagażnikami wrzuciliśmy kolejnego 29er-a na dach. Ostatni do zabrania był Pan Prezes, który stanął na wysokości zadania i w chwili podjechania już robił pierwszą ciężką rozgrzewkę przed maratonem z torbami i bagażnikiem na plecach.

Wybiła godzina 5 a do celu mieliśmy około cztery godziny jazdy. Po przebiciu się przez Chorzów wbiliśmy na A4 i od teraz można było przyspieszyć. Po drodze zrobiliśmy kilka krótkich postojów i na miejsce zajechaliśmy po 9. Pogoda była wyśmienita, chociaż temperatura + ~5st nie była zbyt przyjazna.

Wizyta w biurze zawodów i rozpakowanie oraz przebranie się trochę nam zajęło i na rozgrzewkę nie zostało zbyt wiele czasu, a dokładnie to zrobiłem jej całe 4 minuty i koło 10:45 wjechałem do pierwszego sektora, chłopaki byli nieco dalej w sektorach. Na starcie pojawił się cała czołówka co zapowiadało mocny wyścig. Start o 11 i wszyscy z pierwszego sektora poszli jak wystrzeleni z katapulty, więc nie mogłem być gorszy i równie mocno kręciłem, ale z wyczuciem, aby nie spalić się po pierwszych podjazdach, więc przepuszczałem co bardziej ambitnych. Podjazdu było prawie 10km, jechało mi się ciężko, ale równo i powoli doganiałem ucieczki. Na końcu podjazdu zrobiła się grupka 5 zawodników, ja postanowiłem trzymać się na końcu i nieco odpocząć. Grupa w końcu zaczęła się dzielić na dwie części, więc nie mogłem dopuścić aby zostać w drugiej i przyspieszyłem.

Wyścig był w szaleńczym tempie bo ta trasa jest do tego stworzona, więc pierwsze 20km pękło w niecałą godzinę. Cały czas była nas trójka, ale zaczął się szutrowy podjazd a rywale byli mocni, jednak koło 23km postanowiłem zaatakować i na szutrowym podjeździe robiłem coraz większą przewagę, był to moment przed słynnym podjazdem pod Samolot, który wydawał się nie kończyć. Oglądałem się i rywale byli dość blisko, ale powoli się oddalali gdyż pod sam koniec, podjazd był mocniejszy a ja nie zwalniałem. Po podjeździe było trochę płaskiego odcinka i kontrolując sytuację jechałem cały czas mocno. Potem zaczął się kręty szutrowy zjazd z kamiennymi odcinkami, na których sobie trochę poszalałem, aż ledwo wyrabiałem się na zakrętach i do 27km, gdzie był kolejny asfaltowy podjazd i bufet wyrobiłem sobie dość bezpieczną przewagę. W bidonie koło 1/2 napoju, więc nie było sensu w tych warunkach zatrzymywać się i tylko skorzystałem z dwóch kubeczków wody i pognałem dalej, oglądając się i sprawdzając jaką mam przewagę.

Był to podjazd i przewaga nie była zbyt duża (~100 metrów). Przed sobą widziałem dwóch mocnych zawodników. Każdy walczył sam z przeciwnym wiatrem i lekkim, ale męczącym i bardzo długim krętym podjazdem. Dogonienie ich nie było łatwe bo znów był asfaltowy podjazd, raz mi uciekali a raz ja ich doganiałem, aż w końcu przed ostatnim bufetem, przegoniłem obu i pognałem asfaltem mocno w dół. Prędkości był zacne a droga kręta i nie wiadomo co czekać mogło za zakrętem, ale czułem, że pogoń jest blisko, więc nie zwalniałem i aż do starej drogi Izerskiej prowadziłem.

Tutaj zrobił się korek ludzi z mini, którzy zamiast próbować jechać to woleli prowadzić rowery i musiałem się w końcu zatrzymać i zbiec z rowerem, kosztowało mnie to stratę pozycji, ale na szczęście tylko na kilka metrów, akurat przed wąskim, bardzo krętym i szybkim singlem, gdzie znów trafiłem na jednego zawodnika z mini i kolejny raz straciłem pozycję, ale na szczęście chwilowo i dalej mocno pognałem w dół do mety walcząc ze sobą i zawodnikiem RMF za plecami.

Na mecie dorwała mnie jeszcze TV i musiałem udzielić krótkiego wywiadu, ja to mam szczęście :D. Czekam na relację i zarzucę linkiem, aby sprawdził co ja tam nagadałem :).

Po odpoczynku sprawdziłem wynik i ku mojemu zdziwieniu udało się uzyskać kolejny rewelacyjny wynik, 12 Open Mega i 4 w M3, który nie zmienił się do końca i o 15 wyszedłem na dekorację.

Bike Maraton, Świeradó-Zdrój 2013, Dekoracja Mega M3 © PaVLo


Jeszcze przed dekoracją padł pomysł aby przejechać się na niedaleki "Single Track", więc po mojej dekoracji udaliśmy się do kolegi Adama Paczuski i pojechaliśmy początkiem trasy wyścigu, wspinając się kolejny raz pod strome asfalty aż dotarliśmy do dużej tablicy informacyjnej.

Świeradów-Zdrój, Single Track - Zajecznik © PaVLo


Świeradów-Zdrój, Single Track, Zajęcznik © PaVLo


Singiel rewelacyjny i bardzo szybki z wąskimi zakrętami między drzewami, mnóstwem "hopek" i paru kałuż. Nie obyło się też bez ostrych podjazdów do kolejnych odcinków i kolejnych wrażeń z pokonywania tej rewelacyjnej pętli. singiel miał długość około 8km, ale pokonanie go wraz z podjazdami zajął nam lekko 25 minut bo drugą część jechaliśmy wolniej aby nacieszyć się całym odcinkiem :). Porobiliśmy też na koniec parę zdjęć

Świeradów Zdrój, niedaleko Single Track Zajęcznik © PaVLo


i udaliśmy się do auta i potem w części przebrani do Daniela z żoną, którzy nocowali 100 metrów od hotelu Interferie, gdzie o 19 odbył się finał całej imprezy.

Liczyłem po cichu, że uda się wskoczyć do 5 w generalce, ale zabrakło ledwo 39punktów i w sumie kilku startów gdzie mogłem je nadrobić, jednak i tak jestem bardzo zadowolony bo nie spodziewałem się, że uda mi się zrobić w Bike Maraton kolejnej generalki i ostatecznie zająłem 7 miejsce w M3.
Bike Maraton 2013, Świeradów-Zdrój Finał, Generalka M3 Mega © PaVLo


Do domu wróciliśmy koło 4, droga była męcząca i prawie usypiałem za kółkiem, do tego jeszcze mocne mgły na A4.
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:56.15 km
W czasie: 03:19 h
Ze średnią: 16.93 km/h
Max speed: 68.34 km/h
W terenie: 56.15 km
Temperatura: 11.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: 1860 m
Kalorie: kcal

Powerade Volvo MTB Marathon - Istebna (FINAŁ)

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 0

Dziś już nie mam sił aby coś napisać, bo parę minut temu przerwałem przegląd roweru. Cztery godziny walki z pierdołami a do końca jeszcze trochę prac aby przywrócić sprawność po kolejnej błotnej rzezi jaką zafundował finał w Istebnej :).

Trasa od kilku lat jest niezmienna, jednak tym razem Org. postanowił wprowadzić kilka ułatwień z powodu opadów jakie trwały w Istebnej od kilku dni a które bardzo rozmiękczyły podłoże robią jedno wielkie bagno z ostatnich kilku kilometrów przed metą.

Do godziny 10 cały czas padał deszcz z różną intensywnością, na szczęście przestał z chwilą startu dystansu Giga i potem robiło się coraz przyjemniej i cieplej, jednak nie na tyle aby pojechać na krótko, więc ubrałem dodatkowo nogawki i rękawki oraz kamizelkę. Po starcie jechaliśmy dobre 5km asfaltami a czołówka niechętnie garnęła się do przyspieszenia, więc można było podziwiać okolicę do chwili aż zaczęły się podjazdy i wjazd w teren. Pierwszy kontakt z górskimi szlakami zapowiadał ciężką walkę z przyczepnością i oszczędnością hamulców. Błotem było to ciężko nazwać gdyż jak się przylepiło do roweru i opon to nie chciało odlecieć ... glina ... nikt tego nie lubi bo bardzo szybko zakleja napęd i potrafi zrujnować klocki hamulcowe.

No i niestety napęd wytrzymał niespełna 10km, potem zaczęła się walka z zaciąganiem łańcucha na podjazdach. To co się dało to próbowałem podjeżdżać ze środkowego blatu, między innymi wjazd na Gańczorkę, Tyniok oraz podjazd i sam wjazd na Ochodzite.

Powerade Marathon - Wjazd na Ochodzite © PaVLo


Było to bardzo męczące dla nóg i dość ryzykowne dla łańcucha, który mógł w każdej chwili pęknąć pod takim obciążeniem, ale ostatecznie dałem radę i po wjeździe czekał już tylko zjazd, najpierw po paru skałkach, korzeniach i między krzakami, aż łąkami, gdzie można było lekko osiągnąć 60km/h. Na jednym takim zjeździe miałem niegroźny upadek gdy przednie koło wpadło mi w "zygzakowate" koleiny i wyrzuciło mnie na prawą stronę kładąc na mokrej trawie. Po tym upadku szybko się pozbierałem i jak ruszyłem dalej to zobaczyłem, że prawa klamka jest wykrzywiona do góry, zatrzymałem się i trochę ją podprostowałem, na szczęście mam jeszcze hamulce BB7 ze zwykłą klamką, bo przy hydraulikach było by po zabawie.

Niestety, ale z takim zakresem przełożeń jakie miałem do dyspozycji (z przodu średni i duży blat a z tyłu przeskakująca 8 i 9) nie byłem w stanie podjechać najcięższych górek i asfaltów, więc traciłem czasem kilka pozycji, jednak jak tylko lekko się wypłaszczyło to od razu wskakiwałem na rower i kręciłem. Często na błocie czułem, że koło z tyłu traci przyczepność na glinie i błocie ale walczyłem do końca aż nie było wyjścia i trzeba było zejść i podejść lub podbiec jakiś odcinek. Trudne asfaltowe podjazdy były po Czeskiej stronie, ale nie na tyle abym rezygnował z ich podjazdu i jadąc zygzakiem jakoś się na nie wdrapywałem mimo, że czułem dodatkowe kilogramy na rowerze :). Błota było bardzo dużo, ale mimo tego klocki prawie nie ucierpiały dzięki czemu nie musiałem sie zatrzymywać aby je podkręcić i miałem czym się asekurować na zjazdach.

Na ~45km był ostatni bufet gdzie dotankowałem bidon i pognałem ile sił w nogach, rozrzucając glinę i błoto z opon bo zaczęły się fajne szutry i asfalty, to był ten zmieniony odcinek, bo właściwy był zalany błotem i org chciał chyba nam oszczędzić na koniec sezonu nurkowanie po kolana :). Kaseta nieco się oczyściła i miałem już do dyspozycji ósmą koronkę (9 zaklejona), więc mogłem na zjazdach szybko jechać i już nie tracić pozycji. Kilometr przed metą zafundowano nam jeszcze fajny zjazd po korzeniach, które pokonałem bez problemu a wiem, że zawodnicy mieli tu problemy oraz drewniane schody z bardzo ostrymi stopniami przed którymi aż zwolniłem aby ocenić czy warto je przejechać czy sprowadzić rower, ale wygrała pierwsza opcja, potem to już żwirowe ścieżki jeden mostek i trochę pokręcony odcinek do mety.

Do mety dotarłem po 3 godzinach i 19 minutach ostatecznie zajmując 30 miejsce Open Mega i 12 w M3. Jestem z tego zadowolony jak na takie problemy z napędem.

Długo też nie było na www, wyników klasyfikacji generalnej, ale wiedziałem ,ze ciężko będzie obronić 5 pozycję i niestety w końcowej klasyfikacji spadłem na 7 pozycję. Na pewno w lepszych warunkach pojechałbym jeszcze lepiej, ale nie jest źle, bo to mój najlepszy wynik od czasu startów w Powerade Volvo MTB Marathon.

Na pocieszenie zająłem pierwsze miejsce w TOP5 M3 klasyfikacji górskiej, ale niestety nie było ona dekorowana.
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:51.99 km
W czasie: 02:16 h
Ze średnią: 22.94 km/h
Max speed: 59.68 km/h
W terenie: 0.00 km
Temperatura: 12.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Bike Maraton Polanica-Zdrój czyli powtórka z rozrywki

Sobota, 14 września 2013 · dodano: 14.09.2013 | Komentarze 0

Precyzując to powtórka ze Zdzieszowic gdzie też lało i było zimno, a trasa wiodła przez połacie błota i wody. Właściwie tak samo można opisać dzisiejszy maraton niewinnie zaczynający się asfaltowym podjazdem potem szutrami z coraz większą ilością zalegającej oraz płynącej wody.

"Im dalej w las, tym więcej drzew"
Bike Maraton Polanica-Zdrój © PaVLo


Tutaj drzewa można zastąpić słowem "błota". Teren niby odporny na błoto, ale po tak długotrwałych opadach (od wieczora poprzedzającego dzień startu, aż do samego startu i przez całą trasę) spulchniał i każde najechanie kolejnego zawodnika powodowało, że podłoże było coraz bardziej niestabilne i rozpływało się tworząc mini breje. Przez pierwsze 12km nie mogłem się wkręcić bo praktycznie cały czas teren się wznosił i nie można było odpocząć a jak już przyszedł zjazd to trzeba było albo kręcić albo skupić się na bezpiecznym pokonaniu nierówności wybieraniu optymalnej ścieżki dającej najlepszą trakcję.

Bike Maraton Polanica-Zdrój © PaVLo


Jeśli chodzi o bufety to tym razem skorzystałem z kubeczka wody na pierwszym w celu obmycia okularów a na ostatnim zatankowałem bidon i w sumie niepotrzebnie bo praktycznie dowiozłem cały do mety a dodatkowo straciłem parę sekund. Gdzieś od 26km był bardzo męczący podjazd ale nie ze względu na jego stromość tylko dlatego, że bardzo trzęsło na nierówno ułożonych kamieniach. Amortyzator mało co wybierał bo środek ciężkości przeszedł bardziej w tył. Na około 35km dogoniłem zawodnika ISPORT.PL MTB TEAM z którym pogadałem trochę o wyścigu w Wałbrzychu, po czym wyszedłem na prowadzenie i jadąc swoim tempem postanowiłem przyspieszyć czując, że odzyskuję siły oraz myśląc, że będzie mnie gonił, jechałem tak dość długo. Jak się obejrzałem po paru minutach to niestety, ale byłem już sam. Decyzja ta była dobrze zaplanowana ponieważ pamiętałem z mapki, że po 30 kilometrze trasa szła głównie z dół z paroma małymi podjazdami.

Nie była to łatwa walka, bo do mety ponad 20km a ja kręciłem mocno i równo nogami i na kolejnym szybkim zjeździe dokręcałem mimo, że trzeba było jechać po bardzo zmoczonym szutrze usianym większymi kamieniami i ściółką leśną a zakręty były czasem nieprzewidywalne. Dodatkowym utrudnieniem była woda wyrzucana przez przednie koło, które przez przeciwny wiatr uderzało po oczach i twarzy. Nie było to przyjemne bo okulary miałem brudne więc opuszczone na czubek nosa a każda trafiająca w oko kropla składała się też z ziemi, co je podrażniało i nic na nie nie widziałem :/.

Bike Maraton Polanica-Zdrój © PaVLo


Kilka razy musiałem się zatrzymać i dokręcić klocki w tych nieszczęsnych Avidach BB7, które bardzo nie lubią błota a swoją moc mogą pokazać wyłącznie w suchych warunkach. Sam koniec trasy to dość niebezpieczne zjazdy z głębokimi wyrwami po środku gdzie chwila nieuwagi mogła się bardzo źle skończyć, po ich minięciu, był zjazd na którym trochę pomyliłem trasę, ale szybko wróciłem i pędziłem na odcięciu co jakiś czas oglądając się czy ktoś mnie nie goni. końcowy fragment to objazd boiska po takim błocie jakiego na całej trasie nie było :D.

Bike Maraton Polanica-Zdrój © PaVLo


Ostatecznie mimo spóźnienia z publikacją wyników, udało się dojechać 14 Open Mega i aż 4 w M4, co jest kolejnym moim wysokim miejscem w BM.
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:59.43 km
W czasie: 03:05 h
Ze średnią: 19.27 km/h
Max speed: 56.09 km/h
W terenie: 59.43 km
Temperatura: 24.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Powerade Volvo MTB Marathon - Wałbrzych

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 07.09.2013 | Komentarze 2

Mogę szczerze napisać, że to mój najlepszy (po Krynicy) wyścig w sezonie w Powerade Volvo Marathon, ale z dużo silniejszą obsadą. Pogoda od rana zapowiadała wyśmienite warunki do tego piękne tereny. Trasa bardzo urozmaicona, na której nie zabrakło ciężkich podjazdów i technicznych zjazdów oraz dających nieco odpocząć szybkich szutrówek i łąk z niebezpiecznymi koleinami. Od startu do mety czułem, że noga podaje bardzo fajnie, ale nie chciałem szarżować, bo dzisiaj czekał na nas dystans 57,5km (licznik pokazał 59,43km), jednak od ~15km przyspieszyłem i zacząłem nadrabiać straty. Z 21 miejsca jakie zajmowałem wśród wszystkich startujących na dystansie Mega (ponad 230 zawodników), na kolejnym pomiarze na 30km byłem już 8 ! i to miejsce udało się utrzymać przez kolejne prawie 30km !, czyli do końca wyścigu, a w swojej kategorii wiekowej M3(bardzo silna) zająłem wyśmienite 4 miejsce umacniając się tym w klasyfikacji generalnej z czasem 3:05:51.
Kategoria Zawody


Dane z trasy:
Dystans:26.04 km
W czasie: 01:08 h
Ze średnią: 22.98 km/h
Max speed: 41.95 km/h
W terenie: 26.04 km
Temperatura: 18.0
HR max: (%)
HR avg: ( %)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Hołda Race Bytom

Niedziela, 1 września 2013 · dodano: 01.09.2013 | Komentarze 2

Po sobotnim bardzo męczącym wyścigu w Bike Maraton w Wiśle zastanawiałem się czy dam radę wystartować na drugi dzień w XC. Wiedziałem, że ten typ zawodów wymaga pokonania kilku okrążeń na pełnym gazie po zróżnicowanym terenie. Siedząc tak i przeglądając materiały z prac przygotowawczych i zapowiedzi organizatorów postanowiłem jednak się zarejestrować. Wstałem na drugi dzień koło 8 rano, za oknem przelotny lekki deszczyk, na niebie ciemne chmury i całe +14st. Przypomniały mi się zawody w takich warunkach co nie było przyjemne dla sprzętu bo mnie to zbytnio różnicy nie robiło. Szybkie śniadanie i decyzja, że jadę z nadzieją, że nie będzie tak źle.

Track dzisiejszej trasy udostępniony przez jednego z zawodników


Moja kategoria "Masters I" miała startować po 14, więc miałem czas na przegląd roweru po Wiśle, ale ten nie wymagał nic prócz oleju na łańcuch. Jak tylko na dworze się nieco uspokoiło zapakowałem rower i bagaż do auta i przed 12 wyjechałem. Na miejscu brat pokazał mi fajne miejsce oddalone około 100 metrów od biura zawodów, więc miałem blisko i mogłem spokojnie się przebrać i rozpakować mając na wszystko oko :). Na miejscu spotkałem sporo znajomych zarówno z naszej drużyny Bikehead jak i innych z którymi rywalizuję na trasach innych zawodów. W biurze pobrałem numerek i pojeździłem trochę po terenie imprezy.

Zbliżała się 14, więc wraz z Tomkiem Woźny postanowiliśmy objechać na rozgrzewkę trasę. Szybko spotkaliśmy chłopaków z obsługi, którzy zmieniali taśmy specjalnie dla Mastersów i Elity, ale szło im to dość długo, więc postanowiliśmy, że jednak nie będziemy czekać i pojedziemy trasą dystansu "Hobby". Tomka szybko gdzieś zgubiłem chyba został jednak, więc samotnie objechałem trasę poznając jej część co miało się przydać przy pokonywaniu pierwszego okrążenia w czasie wyścigu.

Objazd skończyłem kilka minut po 14, więc nie zostało wiele czasu na dopięcie szczegółów i w ostatniej chwili wjechałem w sektor słysząc jak spiker wyczytuje moje nazwisko. Na przodzie ustawił się Mikołaj i Daniel więc szybko do nich dołączyłem. Start był mocny, od razu na przód wyszło koło 6 zawodników, ale nie trwało to długo i po jakiś 400 metrach wyszedłem na trzecie miejsce goniąc uciekającą dwójkę. Szybko ich dogoniłem, ale na pierwszym ostrym podjeździe nieco mi odjechali na prostej, która kończyła się ostrym zakrętem w prawo i znów mocnym ale krótkim podjazdem gdzie ich dogoniłem. Potem krótki w miarę płaski teren i skręt w lewo pod małą górkę.

Po przejechaniu koło 50m były dwa króciutkie ale ostre uskoki z nawrotem i wjazdem w jakieś ruiny budynków gdzie stali paparazii i strzelali foteczki :). Po ich minięciu czekała jazda po szutrze i potem kilka szykan między brzózkami parę podjazdów i ostry zjazd ze skrętem w prawo, gdzie fajnie można było się rozpędzić, ale i szybko hamować bo znów trzeba było kręcić się między drzewami aż dotarliśmy do jakiegoś kamieniołomu zjeżdżając szybko na sam dół z nawrotem w prawo i pod górę, wracając prawie tą samą drogą, jednak na końcu odbiliśmy w lewo i po chwili zobaczyłem trzy wykrzykniki a trasa nagle spadała pod ostrym kątem w prawo.

Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów i wdrapaniu się na niewielki pagórek usłyszałem od kibiców hamuj !, zobaczyłem zjazd z chyba 45 stopniowym nawrotem, niezbyt tym przejęty pojechałem w dół, zakręciłem i zobaczyłem, że to nie koniec atrakcji bo za chwilę czekał prawie pionowy zjazd (koło 20 metrów) zakończony mocnym skrętem w prawo. Na dole pierwszy wywinął pięknego orła przez kierę, ale szybko się pozbierał :D. Zacisnąłem hamulce i z zablokowanym tylnym kołem i ślizgającym się przednim udało się zjechać bezpiecznie a kibice chętnie to fotografowali :). Jak się z hołdy zjechało to i trzeba było pod nią podjechać, ale tym razem bardziej przyjaznym odcinkiem, ale i trudnym. Po wdrapaniu się trasa znów wracała do odcinka Hobby z kilkoma dziurami do pokonania. Tutaj był fajny szybki i długi łuk w lewo kończący się stromym "esem" po którym znów jechaliśmy na hołdy, ale już dużo niżej i płasko. Dwie trzecie trasy było za mną, czekał mnie jeszcze jeden stromy podjazd na "młynku", trochę wertepów i asfalt przed wjazdem na pola golfowe w kierunku stawu Zumerek.

Końcówka okrążenia to fajna jazda po żwirowych alejkach, raz w górę a raz w
dół z wieloma zakrętami. Bardzo przyjemnie zrobione, typowo dla rowerów lub
spacerowiczów z mocniejsza nogą :). Ostatnie kilkaset metrów przed metą to
jazda po piachu i żwirze.
Meta jednego z okrążeń Hołda Race Bytom © PaVLo

Na pierwszym okrążeniu traciłem do czołówki 30s, jednak zmęczenie było i
strata coraz bardziej się powiększała do 1m:30s na drugim. Na trzecim okrążeniu miałem pierwszy upadek z opisywanego wcześniej najtrudniejszego zjazdu gdzie usłyszałem "Hamuj !". Na samym dole niepotrzebnie przytrzymałem przedni hamulec i jak już miałem zawracać to przyblokowało mi koło i wyfrunąłem przez kierę upadając na kolano, ale szybko się pozbierałem i pojechałem dalej. Drugi raz to nawracając na stromym zjeździe zahaczyłem kierownicą o drzewko i koło mi zostało a ja z rowerem obróciłem się prawie o 180st. Na czwartym okrążeniu mijając to miejsce, kilkanaście metrów dalej pękł mi łańcuch. Ręce mi opadły bo nie wiedziałem jaką mam przewagę nad goniącymi i nagle tak trudno wywalczone trzecie miejsce zdawało się przepadać, jednak z pomocą jednego z organizatorów udało mi się go założyć i użyć spinki, którą wożę chyba od kilku miesięcy a która przydała się w kluczowym momencie. Po naprawie obejrzałem się jeszcze czy ktoś mnie nie goni, ale nikogo nie widziałem, więc pognałem jak najszybciej lub inaczej ile jeszcze miałem sił w nogach pokonując ostatnie parę kilometrów. Udało mi się utrzymać trzecie miejsce z przewagą około 4 minut nad czwartym zawodnikiem :)

Hołda Race Bytom 2013.09.01 © PaVLo


Fanty za trzecie miejsce oraz zegazek wygrany w Tomboli na Hołda Race Bytom © PaVLo
Kategoria Zawody